W Poprzednim Rozdziale:
- Lisanna, dzisiaj są twoje urodziny, prawda? - zapytał mężczyzna - Wszystkiego najlepszego - dodał i poszedł w swoją stronę.
- Kto by pomyślał, że dzisiaj kończyłabym dwadzieścia lat. I kto by pomyślał, że również dziś jest rocznica mej śmierci - westchnęła powracając do pracy.
Od tego dnia wszystko się zaczęło, dzień "X" nadchodził nadzwyczaj szybko. Dzień, który spowoduję podjęcie ważnych decyzji, których konsekwencje odbiją się w przyszłości.
- Kto by pomyślał, że dzisiaj kończyłabym dwadzieścia lat. I kto by pomyślał, że również dziś jest rocznica mej śmierci - westchnęła powracając do pracy.
Od tego dnia wszystko się zaczęło, dzień "X" nadchodził nadzwyczaj szybko. Dzień, który spowoduję podjęcie ważnych decyzji, których konsekwencje odbiją się w przyszłości.
Obudziła się zlana potem, lekko wystraszona. Coraz częściej miewała te dziwne sny, głównie o tej białowłosej dziewczynce. Lucy nigdy nie była osobą, która wierzyła w zjawiska paranormalne, aż do dzisiaj. Zaczęła nawet myśleć, że jest reinkarnacją Lisanny, ponieważ przeszłość albinoski rysowała się wyraźniej niż Heartfillia by chciała. Pozostała jeszcze sprawa Natsu. Prawdę mówiąc przyzwyczaiła się do mężczyzny, lecz jego obecność ją nadal irytowała. Po za tym chyba musi mieć jakiś dom, czyż nie? Postanowiła, iż o to go dzisiaj zapyta. Omiotła wzrokiem swój pokój, podchodząc do szafy wyciągnęła iście gangsterską, czarną bluzę, fioletowy T-shirt i jakieś ciemne jeansy. Dziś był wielki dzień, ponieważ razem z Levy, Gajeelem, Grayem oraz Erzą mieli kolejny skok na bank Metalicany.
Miała bardzo ważny powód, żeby w tym uczestniczyć. Jednym z nich było to, że bank ten posiadał akt własności jej mieszkania, drugi to zemsta za znieważenie małżeństwa jej najlepszej przyjaciółki. Związała swe złociste włosy w kucyk i jak zwykle zeszła do salony, stromymi, kręconymi schodami.
- Ach, te kremowe ściany. Za grosz gustu, mogłyby być troszkę bardziej czyste - oznajmiła, rozpoczynając kolejny, nudny, upalny dzień. Usiadła przy ogromnym, prostokątnym, wykwintnie uszykowanym stole. Wszystko było jak w najlepszym porządku, no może po za jedną drobną nic nie znaczącą błahostką.
- Kiedy sobie stąd pójdziesz, co Natsu? Nie dajesz mi spokoju od dwóch tygodni! Weź sobie wreszcie odpuść - mruknęła niezadowolona, ukradkiem przyglądając się Dragneelowi.
- Będę z tobą przez cały rok. Musisz to zaakceptować, jednakże myślisz sobie zupełnie coś innego, prawda? Wcale ci nie przeszkadza moje towarzystwo - odpowiedział jej z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem. Spojrzała mu momentalnie w oczy i przez dłuższą chwilę, wręcz zagłębiła w ich czerni. Zarumieniona, natychmiastowo odwróciła wzrok.
- Przyznaję, że w twoim towarzystwie trudno jest się nudzić, ale z łaski swojej przestań być taki opryskliwy - wyjąkała z ledwością, czuła się pokonana. Pierwszy raz czuła smak porażki, a na dodatek wygrywał z nią jakiś różowowłosy facet. Zdenerwowana wzięła kanapkę do ust, zdecydowanie musiała zagryźć czymś swoje zszargane nerwy.
- Ja opryskliwy? To ty zachowujesz się jakbyś miała wieczny okres - uśmiechnął się głupkowato - Przyznaj, że mnie kochasz - dodał, natomiast ona prawie się zakrztusiła.
- Nie ma mowy, żebym zakochała się w kimś tak bezczelnym. Pamiętaj, że jeśli wparujesz podczas naszego codziennego posiedzenia to zginiesz prędzej niż ja - warknęła, zbijając przy okazji talerz.
Ona zakochana? Nie ma mowy! Chociaż miała wrażenie, że ostatnimi czasy coś z nią jest nie tak. Czasami niekontrolowanie przyśpieszało jej serce, rumieniła się częściej, wściekała się kiedy Natsu robił sobie z niej żarty i wszystkie te czynniki występowały właśnie przy nim. Blondynka nigdy nikogo nie kochała, więc ciężko było jej stwierdzić czy faktycznie kocha Dragneela. Dlaczego tak gwałtownie zareagowała na tą sugestię? Spuściła wzrok, żeby móc się nad tym poważnie zastanowić. Nie była świadoma własnych uczuć. Serce pękało jej bardziej niż przez całe dotychczasowe przeżyte życie.
- Widzisz? Mówisz co innego, ale co innego myślisz! Jesteś pełna sprzeczności, więc może zacznij być ze sobą szczera Lucy - usłyszała i w tym samym momencie rzuciła w czarnookiego szklanką. Z szokiem stwierdziła, że przeleciała ona przez Natsu. Przetarła oczy, ale on nadal tam siedział. Coś było nie tak. Zdecydowanie nie tak.
Stan zdrowia Juvii dwa tygodnie temu nie był za wesoły, aż dziw, że ją dzisiaj mieli wypisać. Jednakże Lockser w aktualnej chwili odczuwała głęboką rozpacz. Przy życiu trzymała tylko miłość do Graya, ponieważ wiadomość jaką usłyszała od lekarza dosłownie złamała i tak słabą psychikę błękitnowłosej kobiety. Wszystkim na początku wydawało się niemożliwe, żeby po przeżyciu takiego wybuchu wyjść bez uszczerbku na zdrowiu i mieli rację. W najlepszym wypadku odzyska sprawność, natomiast w najgorszym pozostanie kaleką. Przerażała ją ta myśl i zaciskając zęby postanowiła przejść rehabilitację.
Gray, mijając szpitalny korytarz, zaciskał mocno pięści. Nie wiedział jakiego rodzaju uczucie go właśnie rozpiera, gorycz? Złość? Nienawiść? Żal? Wiedział tylko, że ściska go mocno w sercu. Przeżył już podobną sytuację, chyba po rozstaniu z Ultear. Czyżby się bał utraty Juvii? Nie miał zielonego pojęcia.
- Cholera - zaklął cicho pod nosem. Miał ochotę ukatrupić Porlę, akt własności mieszkania przyjaciółki i siebie samego za nie zorientowanie się w sytuacji. Zapukał do pokoju kobiety, która go kochała. Właśnie kochała, więc przez to ją odpychał. Wszyscy, którzy go kochali zmarli albo przytrafiło im się coś złego. Przez jego przeszłość, no i przeszłość Lucy.
- Panicz Gray przyszedł po Juvię! Juvia jest taka szczęśliwa - krzyknęła mrużąc swe granatowe tęczówki i posłała w jego stronę uśmiech. Odwzajemnił go na co zaskoczona Juvia, wręcz rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Co powiesz na to, żeby ze mną zamieszkać do czasu pełnego wyzdrowienia? - zaproponował pochopnie. Przeklął swą głupotę, lecz na to teraz było już za późno. Zgodziła się, więc zawiózł ją pod swój dom, dał klucze oraz oznajmił, że ma parę spraw do załatwienia, dlatego powinna się położyć oraz poczekać, aż wróci by mogła wypakować swoje rzeczy. Westchnął. W tym momencie przeklinał, iż dał się wrobić w działalność Lucy i Levy. O dziwo wolał zostać z Juvią, co przecież zdarzało się rzadko.
Zachciało mu się cztery lata temu działalności przestępczej i teraz za to płaci. No nic trzeba pojechać, bądź co bądź, przecież nie wystawi przyjaciółki z dzieciństwa.
Erza osłupiona wpatrywała się w pewną kobietę obok Jellala. Wszyscy się przeliczyli myśląc, że chłopak okłamywał ich z tą narzeczoną. Właśnie przed chwilą prawda zleciała na nią jak grom z jasnego nieba.
- Fakt przez pewien okres czasu byliśmy razem, ale coś nie wypaliło i się rozeszliśmy - mruknęło całkowite przeciwieństwo Scarlet. Okalające okrągłą twarz brązowe loczki, szare oczka, pełne usta, figura klepsydry, wyglądała jak chodzący ideał. Właśnie, ideał. Z doświadczenia wiedziała, że idealny wygląd zazwyczaj ukrywa paskudny charakter. Tym razem jej oczy spoczęły na mężczyźnie, którego kochała od niepamiętnych czasów. Ciemnobłękitne włosy komponowały się z śnieżnobiałą cerą jej przyjaciela z dzieciństwa, orzechowe oczy sprawiały, iż zatapiała w nich swój wzrok. Aktualnie Jellal miał ubraną czarną marynarkę, białą koszulę i jakieś eleganckie buty, których mark wcale nie zamierzała poznawać.
- Rozumiem. Jestem Erza Scarlet, natomiast mam przyjemność z panienką... - Posłała w jej stronę fałszywy uśmiech. To jest bitwa o faceta marzeń, więc nie zamierzała przegrać z jakąś przypadkową panienką.
- Adelajda Redfox - oznajmiła, po czym musiała pomóc pozbierać się szkarłatnowłosej z podłogi. Erza może widziała Adelajdę po raz pierwszy, ale kojarzyła to nazwisko. Poznała je kiedy Lucy, Levy i ona postanowiły stworzyć pewną organizację dla zabawy. Niestety nie przewidziały, że przyniesie ona im więcej problemów niż korzyści, jakby nad tym głębiej się zastanowić, chyba zaczynała rozumieć dlaczego Juvia została porwana.
- Niedobrze - przeszło jej przez myśl - Bardzo niedobrze - dokończyła, udowadniając tym samym, że optymistką raczej nigdy nie była.
- Jellal, mógłbyś podwieźć mnie pod dom Lucy? Muszę z nią pilnie porozmawiać - powiedziała, nieźle się przy tym siląc by brzmiało to jak prośba.
- Nie ma sprawy, ale po co ten pośpiech? Nie chcesz zostać na drinka? - zaproponował troszeczkę zawiedziony tym, iż Erza miała zamiar tak szybko go opuścić. Najchętniej to wziąłby ją w objęcia i nie wypuszczał, ale nie można mieć wszystkiego. Westchnął na tą myśl, lecz musiał się z nią pogodzić.
- No może zostanę na kilka drinków - powiedziała lekko speszona. Długo nie zajęło, żeby Erza Scarlet była kompletnie pijana i być może dlatego zrobiła najgłupszą, a zarazem najpiękniejszą rzecz w swoim życiu.
- Kocham cię Jellal! Chociaż jak mówię twoje imię zbytnio kojarzy mi się z żelkami, więc głupio mi było to przyznać wprost. - Mężczyznę rozbawiła szczera wypowiedź Erzy, ale nie zapominajmy, że był równie mocno wstawiony co ona.
Dlatego wchodząc do mieszkania kobiety przeskoczyli poziom niewinnego wyznania, o tysiąc lat świetlnych. I choć był środek dnia wszyscy sąsiedzi słyszeli donośne głosy z domu Erzy Scarlet, przy tym kręcąc z dezaprobatą głową.
- Ach, ci młodzi. Zbytnio się ze wszystkim śpieszą. Za moich czasów robiło się to dopiero po ślubie, mając zgodę ojca, a teraz?! Teraz to nawet dzieci są uświadomione - mruknęła staruszka przechodząca obok i wsunęła pod drzwi dzisiejszą gazetę.
Levy i Gajeel stali przed ogromną bramą rezydencji Heartfilli. Czerwonooki gwizdnął jak zawsze, gdyż ten widok nigdy mu się nie przestał nudzić.
- Gajeel, no nie wiem, mógłbyś z łaski swojej przestać? Już i tak nie masz za dobrych stosunków z Lucy, ale dalej drzesz z nią koty. Moglibyście się w końcu dogadać! - krzyknęła zirytowana. Lucy była pierwszą przyjaciółką McGarden, uratowała ona ją od nałogu za co pewnie nie odwdzięczy się jej do końca swego karzełkowatego życia.
- Nie lubię tej blondyny. Jest jakaś nienormalna, ba! Mam przeczucie, że ostatnio bardziej jej odbija niż zazwyczaj. Gdyby nie ty w ogóle bym się do niej nawet nie odezwał - mruknął wzruszając ramionami.
- Gajeel! - Pretensja w głosie niebieskowłosej, aż za bardzo była wyczuwalna.
- Z wzajemnością Redfox. Gdyby nie Levy w ogóle nie podeszłabym do ciebie na ulicy - powiedziała stojąca przed bramą blondynka. Oboje nie zanotowali od kiedy tam stała. To świadczyło tylko tyle, że nadal pamiętała jak się bezszelestnie poruszać.
- Widzisz? Ona też ma podobne zdanie do mojego. - Levy trzasnęła w pusty łeb swojego męża. Mógłby zachować trochę kultury przed jej wybawicielką.
- Czy Gray i Erza już przyszli? - zapytała, natomiast Gajeel zaczął rozmasowywać swą bolącą głowę.
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, iż przyjdą. Biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności nie wiem czy nie odwołamy skoku - westchnęła spokojnie. Zszokowana McGarden rozdziawiła usta. Że niby co?! Planowali ukraść ten dokument od początku istnienia ich organizacji i właśnie teraz mieli sobie odpuścić? To chyba jakieś chore żarty albo Lucy naprawdę zaczęła wariować, albo musiało się coś stać...
- Lu, co jest grane? - zapytała, pierwszy raz mając, aż tak złe przeczucia.
- Kiedy przyjdzie Gray, wręcz zorientujesz się w sytuacji, aż za dobrze. - Blondynka starała się nie patrzeć prosto w oczy jedynej, prawdziwej przyjaciółki. Miała Graya, ale nie jest to przecież dziewczyna. Erza była miła - fakt, ale raczej pozostawały dobrymi znajomymi, aniżeli przyjaciółkami. Tolerowała ją tylko dlatego, że przyjaźniła się z Fullbasterem i vice versa.
- To na co czekamy? Po prostu wejdźmy! - rzuciła ochoczo Levy, natomiast Gajeel oraz Lucy, prychnęli równocześnie widząc entuzjazm najmłodszej z nich wszystkich.
Miała bardzo ważny powód, żeby w tym uczestniczyć. Jednym z nich było to, że bank ten posiadał akt własności jej mieszkania, drugi to zemsta za znieważenie małżeństwa jej najlepszej przyjaciółki. Związała swe złociste włosy w kucyk i jak zwykle zeszła do salony, stromymi, kręconymi schodami.
- Ach, te kremowe ściany. Za grosz gustu, mogłyby być troszkę bardziej czyste - oznajmiła, rozpoczynając kolejny, nudny, upalny dzień. Usiadła przy ogromnym, prostokątnym, wykwintnie uszykowanym stole. Wszystko było jak w najlepszym porządku, no może po za jedną drobną nic nie znaczącą błahostką.
- Kiedy sobie stąd pójdziesz, co Natsu? Nie dajesz mi spokoju od dwóch tygodni! Weź sobie wreszcie odpuść - mruknęła niezadowolona, ukradkiem przyglądając się Dragneelowi.
- Będę z tobą przez cały rok. Musisz to zaakceptować, jednakże myślisz sobie zupełnie coś innego, prawda? Wcale ci nie przeszkadza moje towarzystwo - odpowiedział jej z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem. Spojrzała mu momentalnie w oczy i przez dłuższą chwilę, wręcz zagłębiła w ich czerni. Zarumieniona, natychmiastowo odwróciła wzrok.
- Przyznaję, że w twoim towarzystwie trudno jest się nudzić, ale z łaski swojej przestań być taki opryskliwy - wyjąkała z ledwością, czuła się pokonana. Pierwszy raz czuła smak porażki, a na dodatek wygrywał z nią jakiś różowowłosy facet. Zdenerwowana wzięła kanapkę do ust, zdecydowanie musiała zagryźć czymś swoje zszargane nerwy.
- Ja opryskliwy? To ty zachowujesz się jakbyś miała wieczny okres - uśmiechnął się głupkowato - Przyznaj, że mnie kochasz - dodał, natomiast ona prawie się zakrztusiła.
- Nie ma mowy, żebym zakochała się w kimś tak bezczelnym. Pamiętaj, że jeśli wparujesz podczas naszego codziennego posiedzenia to zginiesz prędzej niż ja - warknęła, zbijając przy okazji talerz.
Ona zakochana? Nie ma mowy! Chociaż miała wrażenie, że ostatnimi czasy coś z nią jest nie tak. Czasami niekontrolowanie przyśpieszało jej serce, rumieniła się częściej, wściekała się kiedy Natsu robił sobie z niej żarty i wszystkie te czynniki występowały właśnie przy nim. Blondynka nigdy nikogo nie kochała, więc ciężko było jej stwierdzić czy faktycznie kocha Dragneela. Dlaczego tak gwałtownie zareagowała na tą sugestię? Spuściła wzrok, żeby móc się nad tym poważnie zastanowić. Nie była świadoma własnych uczuć. Serce pękało jej bardziej niż przez całe dotychczasowe przeżyte życie.
- Widzisz? Mówisz co innego, ale co innego myślisz! Jesteś pełna sprzeczności, więc może zacznij być ze sobą szczera Lucy - usłyszała i w tym samym momencie rzuciła w czarnookiego szklanką. Z szokiem stwierdziła, że przeleciała ona przez Natsu. Przetarła oczy, ale on nadal tam siedział. Coś było nie tak. Zdecydowanie nie tak.
Stan zdrowia Juvii dwa tygodnie temu nie był za wesoły, aż dziw, że ją dzisiaj mieli wypisać. Jednakże Lockser w aktualnej chwili odczuwała głęboką rozpacz. Przy życiu trzymała tylko miłość do Graya, ponieważ wiadomość jaką usłyszała od lekarza dosłownie złamała i tak słabą psychikę błękitnowłosej kobiety. Wszystkim na początku wydawało się niemożliwe, żeby po przeżyciu takiego wybuchu wyjść bez uszczerbku na zdrowiu i mieli rację. W najlepszym wypadku odzyska sprawność, natomiast w najgorszym pozostanie kaleką. Przerażała ją ta myśl i zaciskając zęby postanowiła przejść rehabilitację.
Gray, mijając szpitalny korytarz, zaciskał mocno pięści. Nie wiedział jakiego rodzaju uczucie go właśnie rozpiera, gorycz? Złość? Nienawiść? Żal? Wiedział tylko, że ściska go mocno w sercu. Przeżył już podobną sytuację, chyba po rozstaniu z Ultear. Czyżby się bał utraty Juvii? Nie miał zielonego pojęcia.
- Cholera - zaklął cicho pod nosem. Miał ochotę ukatrupić Porlę, akt własności mieszkania przyjaciółki i siebie samego za nie zorientowanie się w sytuacji. Zapukał do pokoju kobiety, która go kochała. Właśnie kochała, więc przez to ją odpychał. Wszyscy, którzy go kochali zmarli albo przytrafiło im się coś złego. Przez jego przeszłość, no i przeszłość Lucy.
- Panicz Gray przyszedł po Juvię! Juvia jest taka szczęśliwa - krzyknęła mrużąc swe granatowe tęczówki i posłała w jego stronę uśmiech. Odwzajemnił go na co zaskoczona Juvia, wręcz rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Co powiesz na to, żeby ze mną zamieszkać do czasu pełnego wyzdrowienia? - zaproponował pochopnie. Przeklął swą głupotę, lecz na to teraz było już za późno. Zgodziła się, więc zawiózł ją pod swój dom, dał klucze oraz oznajmił, że ma parę spraw do załatwienia, dlatego powinna się położyć oraz poczekać, aż wróci by mogła wypakować swoje rzeczy. Westchnął. W tym momencie przeklinał, iż dał się wrobić w działalność Lucy i Levy. O dziwo wolał zostać z Juvią, co przecież zdarzało się rzadko.
Zachciało mu się cztery lata temu działalności przestępczej i teraz za to płaci. No nic trzeba pojechać, bądź co bądź, przecież nie wystawi przyjaciółki z dzieciństwa.
Erza osłupiona wpatrywała się w pewną kobietę obok Jellala. Wszyscy się przeliczyli myśląc, że chłopak okłamywał ich z tą narzeczoną. Właśnie przed chwilą prawda zleciała na nią jak grom z jasnego nieba.
- Fakt przez pewien okres czasu byliśmy razem, ale coś nie wypaliło i się rozeszliśmy - mruknęło całkowite przeciwieństwo Scarlet. Okalające okrągłą twarz brązowe loczki, szare oczka, pełne usta, figura klepsydry, wyglądała jak chodzący ideał. Właśnie, ideał. Z doświadczenia wiedziała, że idealny wygląd zazwyczaj ukrywa paskudny charakter. Tym razem jej oczy spoczęły na mężczyźnie, którego kochała od niepamiętnych czasów. Ciemnobłękitne włosy komponowały się z śnieżnobiałą cerą jej przyjaciela z dzieciństwa, orzechowe oczy sprawiały, iż zatapiała w nich swój wzrok. Aktualnie Jellal miał ubraną czarną marynarkę, białą koszulę i jakieś eleganckie buty, których mark wcale nie zamierzała poznawać.
- Rozumiem. Jestem Erza Scarlet, natomiast mam przyjemność z panienką... - Posłała w jej stronę fałszywy uśmiech. To jest bitwa o faceta marzeń, więc nie zamierzała przegrać z jakąś przypadkową panienką.
- Adelajda Redfox - oznajmiła, po czym musiała pomóc pozbierać się szkarłatnowłosej z podłogi. Erza może widziała Adelajdę po raz pierwszy, ale kojarzyła to nazwisko. Poznała je kiedy Lucy, Levy i ona postanowiły stworzyć pewną organizację dla zabawy. Niestety nie przewidziały, że przyniesie ona im więcej problemów niż korzyści, jakby nad tym głębiej się zastanowić, chyba zaczynała rozumieć dlaczego Juvia została porwana.
- Niedobrze - przeszło jej przez myśl - Bardzo niedobrze - dokończyła, udowadniając tym samym, że optymistką raczej nigdy nie była.
- Jellal, mógłbyś podwieźć mnie pod dom Lucy? Muszę z nią pilnie porozmawiać - powiedziała, nieźle się przy tym siląc by brzmiało to jak prośba.
- Nie ma sprawy, ale po co ten pośpiech? Nie chcesz zostać na drinka? - zaproponował troszeczkę zawiedziony tym, iż Erza miała zamiar tak szybko go opuścić. Najchętniej to wziąłby ją w objęcia i nie wypuszczał, ale nie można mieć wszystkiego. Westchnął na tą myśl, lecz musiał się z nią pogodzić.
- No może zostanę na kilka drinków - powiedziała lekko speszona. Długo nie zajęło, żeby Erza Scarlet była kompletnie pijana i być może dlatego zrobiła najgłupszą, a zarazem najpiękniejszą rzecz w swoim życiu.
- Kocham cię Jellal! Chociaż jak mówię twoje imię zbytnio kojarzy mi się z żelkami, więc głupio mi było to przyznać wprost. - Mężczyznę rozbawiła szczera wypowiedź Erzy, ale nie zapominajmy, że był równie mocno wstawiony co ona.
Dlatego wchodząc do mieszkania kobiety przeskoczyli poziom niewinnego wyznania, o tysiąc lat świetlnych. I choć był środek dnia wszyscy sąsiedzi słyszeli donośne głosy z domu Erzy Scarlet, przy tym kręcąc z dezaprobatą głową.
- Ach, ci młodzi. Zbytnio się ze wszystkim śpieszą. Za moich czasów robiło się to dopiero po ślubie, mając zgodę ojca, a teraz?! Teraz to nawet dzieci są uświadomione - mruknęła staruszka przechodząca obok i wsunęła pod drzwi dzisiejszą gazetę.
Levy i Gajeel stali przed ogromną bramą rezydencji Heartfilli. Czerwonooki gwizdnął jak zawsze, gdyż ten widok nigdy mu się nie przestał nudzić.
- Gajeel, no nie wiem, mógłbyś z łaski swojej przestać? Już i tak nie masz za dobrych stosunków z Lucy, ale dalej drzesz z nią koty. Moglibyście się w końcu dogadać! - krzyknęła zirytowana. Lucy była pierwszą przyjaciółką McGarden, uratowała ona ją od nałogu za co pewnie nie odwdzięczy się jej do końca swego karzełkowatego życia.
- Nie lubię tej blondyny. Jest jakaś nienormalna, ba! Mam przeczucie, że ostatnio bardziej jej odbija niż zazwyczaj. Gdyby nie ty w ogóle bym się do niej nawet nie odezwał - mruknął wzruszając ramionami.
- Gajeel! - Pretensja w głosie niebieskowłosej, aż za bardzo była wyczuwalna.
- Z wzajemnością Redfox. Gdyby nie Levy w ogóle nie podeszłabym do ciebie na ulicy - powiedziała stojąca przed bramą blondynka. Oboje nie zanotowali od kiedy tam stała. To świadczyło tylko tyle, że nadal pamiętała jak się bezszelestnie poruszać.
- Widzisz? Ona też ma podobne zdanie do mojego. - Levy trzasnęła w pusty łeb swojego męża. Mógłby zachować trochę kultury przed jej wybawicielką.
- Czy Gray i Erza już przyszli? - zapytała, natomiast Gajeel zaczął rozmasowywać swą bolącą głowę.
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, iż przyjdą. Biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności nie wiem czy nie odwołamy skoku - westchnęła spokojnie. Zszokowana McGarden rozdziawiła usta. Że niby co?! Planowali ukraść ten dokument od początku istnienia ich organizacji i właśnie teraz mieli sobie odpuścić? To chyba jakieś chore żarty albo Lucy naprawdę zaczęła wariować, albo musiało się coś stać...
- Lu, co jest grane? - zapytała, pierwszy raz mając, aż tak złe przeczucia.
- Kiedy przyjdzie Gray, wręcz zorientujesz się w sytuacji, aż za dobrze. - Blondynka starała się nie patrzeć prosto w oczy jedynej, prawdziwej przyjaciółki. Miała Graya, ale nie jest to przecież dziewczyna. Erza była miła - fakt, ale raczej pozostawały dobrymi znajomymi, aniżeli przyjaciółkami. Tolerowała ją tylko dlatego, że przyjaźniła się z Fullbasterem i vice versa.
- To na co czekamy? Po prostu wejdźmy! - rzuciła ochoczo Levy, natomiast Gajeel oraz Lucy, prychnęli równocześnie widząc entuzjazm najmłodszej z nich wszystkich.
♣♣♣
Piątka zebranych tu osób, łypała na siebie w milczeniu. Z pozoru nic ich nie łączyło, choć teraz mieli wspólną nić porozumienia, która właśnie została zawarta. A wszystko przez jedną wariatkę, wiedźmę i bogatą arystokratkę, aż chciało się śmiać na myśl, że będą kraść dla jednego papierka.
- Nie zgadzam się na to! - warknął oburzony Gray. Jako jedynemu nie podobał mu się ten durny pomysł, ponieważ uważał, iż nie wyniknie z tego nic dobrego. Gdyby nie był przyjacielem Lucy, wręcz uznałby to za kiepski żart. No, ale jednak nim był. Intensywnie nad czymś rozmyślał, jednakże nie miał zamiaru opuszczać Heartfilli. Ona nie myśli, więc on musiał za nią. Być może to jest powód, dla którego dostał zaproszenie od piwnookiej dwudziestoletniej, wówczas kobiety.
- A ja nie rozumiem dlaczego się nie zgadzasz, przecież to banki mojego ojca. To jest jak kieszonkowe od twojej mamy, tyle, że tylko ja przejawiam cechy pokrewieństwa. Stary pryk działa mi na nerwy - oznajmił ze spokojem Gajeel Redfox. W porównaniu do Fullbastera nie miał, aż takich zahamowań co do tego pomysłu. Nawet mu się spodobał. Uwielbiał adrenalinę, dreszczyk emocji, natomiast oferta Lucy zawierała te czynniki, które dawały mu akurat wszystkie wymienione uczucia.
- Gray ma poniekąd rację. Ja też nie jestem przekonana do tego pomysłu. - Erza nerwowo zaczęła przygryzać wargi. Chyba od zawsze miała tą cechę przesadnej ostrożności, no i bojaźliwości. Czuła się okropnie, ponieważ zawsze przestrzegała prawa, ba! Nawet była przewodniczącą samorządu szkolnego przez całe liceum oraz gimnazjum. W głębi duszy cieszyła się, że Grayowi nie przypadł do gustu ten pomysł. Z drugiej strony potrafiła go zaakceptować, co przecież właśnie przed chwilą zrobiła.
- Ja uważam, że Lucy i Gajeel przedstawili słuszne argumenty! Jestem za! - wypowiedziała się na ten temat Levy. Miała wtedy niespełna osiemnaście lat i jak to nastolatka poszukiwała wrażeń, wyrwania się z nudnych schematów. Nikt jeszcze nie wiedział wtedy, że McGarden ćpała. Nie układało się jej najlepiej w życiu. Rodzicie niedawno mieli rozprawę rozwodową, współlokatorka odbiła jej chłopaka, któremu bezgranicznie ufała. Dodatkowo zaprzepaściła szansę, żeby dostać się na wymarzony kierunek studiów. Dla kogoś może to nie byłaby, aż tak wielka tragedia, ale dla Levy był to istny koniec świata. Nie potrafiła wtedy jeszcze zaakceptować rzeczywistości, więc pomysł Lucy idealnie odbiegał od jej wyrobionego schematu i dzięki temu przyjęła go z aprobatą.
- Widzisz, Gray? Tylko ty masz jakieś zastrzeżenia. Inni to zaakceptowali - zawyrokowała dotąd milcząca Lucy.
- Bo wszystkie zebrane tu osoby są jakieś nienormalne! - wybuchnął po raz pierwszy od kilku lat. Błękitnooki był chodzącym spokojem, ale w obliczu pomysłów Heartfilli tracił wszystkie swoje nerwy. I tak nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Ich było czterech, natomiast on sam. Nieważne co by powiedział, tak, czy siak przyjaciółka postawiłaby na swoim.
- Dobra niech wam będzie! Jednakże jeśli skończy mi się cierpliwość nie zamierzam dłużej was kryć i dla jasności nie mam zamiaru brać w tym czynnego udziału! - westchnął, odgarniając grzywkę z czoła. Od tego wszystkiego zaczęła go boleć głowa. Powoli tracił cierpliwość do utrzymywania przyjaznych stosunków z blondynką. Przez głowę jednak przeszła mu bardzo śmieszna myśl.
- Kobiety, które mają piwne oczy, zdecydowanie są nienormalne. A w dodatku jest tu ich, aż trzy. - Całkowicie zrezygnowany czuł jak Lucy posyła mu triumfujący uśmiech.
- Zgadzam się na takie warunki, Gray. Dobra! Postanowione. Od dziś nasza organizacja zaczyna swą działalność. - I tak mniej więcej piątka ludzi, którzy z choć jedną osobą nie zamieniłyby nigdy słowa zaczęła swą działalność.
♣♣♣
Nadszedł właśnie ten moment wykończenia pokładów cierpliwości Fullbastera. Cudem wytrzymywał wszystkie wybryki tej czwórki przez dwa lata. Nie jeden wystawiłby ją po miesiącu, ale Gray cenił sobie lojalność. Jednak kiedy Juvia ucierpiała przez jeden głupi papierek, dosłownie coś w nim pękło. Zaczął mieć żal do Lucy, że w ogóle wysunęła tą propozycje. Na dodatek zostawił nie do końca sprawną Lockser samą sobie, co powodowało u niego jeszcze większą wściekłość. Wściekłość na swą osobę.
- Boże, jestem takim idiotą - skwitował całe swoje zachowanie tą jedną myślą. Przekraczał właśnie włości domu przyjaciółki z dzieciństwa, jednocześnie będące początkiem tego koszmaru. Bez zastanowienia popchnął w złości czarną bramę i ignorując leśne, świeższe powietrze, zapukał do drzwi.
- Lucy Heartfillio! - wrzasnął jak najgłośniej umiał - Skończyła się moja cierpliwość rezygnuję! - dodał juzż spokojniej. Jakby na jego nieme życzenie, blondynka otworzyła ogromne drzwi i zaprosiła do środka.
- Zanim wyjaśnisz o co chodzi... Może najpierw wejdziesz i ochłoniesz - mruknęła stanowczo. Po raz pierwszy widziała Fullbastera w tak kiepskim stanie. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała, żeby Natsu zaradził coś na tą sytuację. Czuła bezsilność. Większą bezsilność niż mogłaby przypuszczać.
- Niech ci będzie. - Czarnowłosy natychmiast się uspokoił. Zaczynał żałować, że puściły mu nerwy. Wszedł jak miał to w zwyczaju, mozolnym krokiem do posiadłości i usiadł na jednym z krzeseł w salonie. Po przeciwnej stronie zauważył Gajeela oraz Levy, którzy spoglądali na niego z niemym zaciekawieniem. Jednakże coś było nie tak w tej scenerii. Jest ich przecież pięciu, więc dlaczego obok niego stoi szósta filiżanka? No i gdzie wcięło Erzę?
- Gdzie jest Erza? - zapytał już pozbawiony nerwów.
- Nie przyjdzie. Podobno musiała się wstawić dziś w pracy - mruknęła obojętnie Lucy. Tak jakby obecność Erzy była dla niej całkowicie zbędna.
- Lu, a dla kogo jest szósta filiżanka? - zapytała zaciekawiona tym faktem równie mocno co Gray, McGarden.
- No jak to dla kogo?! Dla Natsu oczywiście, przecież tutaj siedzi! Jesteście ślepi czy co? - oburzyła się Heartfillia.
- Co ty pierdzielisz blondyno! Przecież tam jest tylko puste krzesło! - wrzasnął Gajeel.
Lucy czuła jakby ktoś walnął ją ciężkim, uświadamiającym całą sytuację młotem. Przetarła oczy, ale wciąż widziała na danym krześle Dragneela, który się smutno uśmiechał. Czyli oznacza to, że człowiek, który przyprawia ją o tak silne emocje wcale nie istnieje? Jest tylko iluzją wytworzoną przez jej mózg? Rano nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli, ale słowa Gajeela uderzyły nią niczym bańki mydlane, pękające po jednym dotyku. Usiadła zszokowana na krześle. Spanikowała.
- Co jest prawdą, a co iluzją? - przeszło jej przez myśl. Zwariowała. Jednak jest wariatką. Nie potrafiła odróżnić złudzenia od rzeczywistości. Wszystko zaczęło się zlewać w jedno tło. Nawet nie była pewna czy Gajeel, Levy i Gray są prawdziwi. Może to Natsu jest prawdziwą osobą, a oni tylko iluzją? Pękała jej głowa od tych wszystkich myśl. Nie potrafiła niczego już odróżnić. Przynajmniej nie w tej chwili.
Od Autorki:
Macie już za sobą rozdzialik czwarty. No i nowy szablonik, prawdę mówiąc zmieniłam go, ponieważ jakoś tak przy poprawianiu ciężko było mi się wczuć w klimat TwM!
Jest on bardzo specyficzny oraz jak myślę o tym jak zakończyłam tą historię, wręcz mam ochotę ryczeć nad losem Lucy, choć osobiście jako postać nie za bardzo ją lubię, tak tutaj pokochałam. -c-c-
Przepraszam, że nie w terminie, ale krótki wyjazd każdemu się przyda. I tak wcześniej wróciłam do domu przez ulewę.
Co do klimatu Bloga...
Jest on bardzo specyficzny oraz jak myślę o tym jak zakończyłam tą historię, wręcz mam ochotę ryczeć nad losem Lucy, choć osobiście jako postać nie za bardzo ją lubię, tak tutaj pokochałam. -c-c-
Przepraszam, że nie w terminie, ale krótki wyjazd każdemu się przyda. I tak wcześniej wróciłam do domu przez ulewę.
Co do klimatu Bloga...
Wiadomo, że nie zmienię zakończenia, jak i całego opowiadania. Zbyt bardzo je lubię, żeby krzywdzić je zmartwychwstaniami itp.
No i na pewno nie zdzierżyłabym przesłodzonego NaLu. Także tym oto rozdzialikiem zaczynamy akcję właściwą, czyli początek szaleństwa Lucy. Także tego, pierwszym blogiem, któremu musiałam wszystko wynagrodzić jest właśnie ten. Drugi to Halo, halo. Postaram się nadrobić wszystkie zebrane zaległości, więc...
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Może pierwsza...
OdpowiedzUsuńNo cóż.... Końcówka rozwaliła całkowicie system. Genialna i cudowna. Uwielbiam tajemnicę, zagadkę, więc ten blog mnie kupił. Choć czasami troszkę nie wychodzą ci wyjaśnienia i opisy, to bardzo dobrze się czyta. Ogólnie ten blog jest świetnym pomysłem i jestem cholernie ciekawa co będzie dalej!
Czy coś jeszcze? A! Interesuje mnie bardzo sprawa Lisanny. Mam niby co do wszystkiego teorię, ale na razie zachowam dla siebie. Jak będą odpowiedzi już ostateczne, to zobaczę, czy miałam rację ;)
Pozdrawiam
Weny, czasu i sprawnego kompa,
Ola Ri
Witam ;)
UsuńWiem o co chodzi. Zwróciłaś mi na to uwagę przy Halo, halo, które imo powstało, żebym mogła opisy przećwiczyć. Tak po za tym to pierwszy blog, gdzie postanowiłam pisać w formie trzecioosobowej. Ciężko się mi przestawiało, gdyż dwa blogi prowadzę w pierwszej osobie. Jednakże mam nadzieję, że jak zakończę wszystkie obecne prowadzone blogi nabiorę doświadczenia i stworzę jeszcze lepszy fanfic na podstawie FT. W sprawie pisania jestem jeszcze żółtodziobem i nie nauczyłam się wielu zasad, które che poznać.
Co do Lisanny na razie przemilczę sprawę, gdyż będzie występowała w rozdziale piątym. Jestem ciekawa tej teorii, choć domyślam się o co może chodzić. Jednakże zobaczymy czy trafiłaś. ;D
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Ok Lusika, lusiką.. biedna nie wie kto jest już prawdziwy... no i ciekawy pomysł z tą reinkarnacją Lisanny. Coś sporoo tej otwartej miłości Natsu mogą zrozumieć.. on zawsze taki napalony był i mówił co co akurat teraz myśli. Jednak zastanawiam się czy z tego "niewinnego" wyznania w kwestii Jerzy ... nie będzie kogoś jeszcze xD
OdpowiedzUsuńOwszem będzie. Wściekła Adelajda Redfox.xD A tak na serio to nie będzie "kogoś" jeszcze.
UsuńCo do Lisanny dużo szczegółów będzie w następnym rozdziale. Cóż Natsu zawsze u mnie jest bezpośredni. Po prostu jakoś tak mi ta postać zawsze wychodzi. Jednakże ta "wersja" Dragneela, przynajmniej w moich opowiadaniach jest najdojrzalsza.
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Rozdział bardzo fajny :3
OdpowiedzUsuńBiedna Lucy, przez Natsu ma niemały mętlik w głowie. Teraz, na pewno Gray ją wziął za niemałą wariatkę. Przynajmniej nie ma się jej co dziwić, każdy by tak zwariował XD
Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
Nom. Każdy by miał jakby odkrył, że osoba, z którą spędziło się całe dwa tygodnie - nie istniała w rzeczywistości. Pisząc coś zawsze zastanawiam się jakbym ja postąpiła w danej sytuacji i czasem moje reakcje byłyby zupełnie inne, czasem takie same.
UsuńDziękuję. Wena to nie problem. Mam jej, aż nadto. Dla mnie problemem jest znalezienie czasu, żeby wszystko na spokojnie przewertować.
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
O, nareszcie. Doszłam. xD
OdpowiedzUsuńSorrki, ze nie komentowałam. Nie mogłam się zebrać. ;/
Piwne oczy! No ot co, ale jak powiadają ''Oczy piwne - życie dziwne". Lisanna ma błękitne więc ''Oczy niebieskie - życie królewskie.''. A czarne ma chyb Grayuś, ne? Ano i chyba Gajeel - ''Oczy czarne - życie marne". Ale przechodząc do rozdziału!
Podobało mi się. Zajebiste to było. Bardzo. Baaardzo. Czasami się trochę gubiłam w opisach, ale to było piękne! Ale czyżby słowa Dragneela nie były zbyt pochopne? I ta reakcja Luśki! xD
Ne, jeszcze te rozmowy z Gajeelem i ''wiedźmą"! More! More! XD To było takie zabawne.
Nie lubię jerzy, ale tu się na nią zmusiłam i nie powiem, że była zła. Była naprawdę dobra!
No i Juvisia. Biedna Juvia.
No dobra, na tyle.
Pozdrawiam i widzę, że wena Ci nie potrzebna, jednak dodam Ci tej wenki! :D Na zapas.