W Poprzednim Rozdziale:
- Cóż jestem Natsu Dragneel, lecz nie
zastanawiaj się nad istotą mego istnienia, po prostu jestem tutaj. To ci
powinno wystarczyć. Czego chcę? Chcę cię sprowadzić na właściwą drogę,
droga wiedźmo - zaśmiał się szyderczo.
- Że co proszę?! Nikt nie będzie mi mów... - Nie dokończyła, ponieważ
poczuła na sobie mocny uścisk Dragneela. Rozszerzyła szerzej oczy.
Kiedy on się tak przy niej szybko znalazł? Czego od niej chcę? Dlaczego
jest przerażona, pomimo że widziała sporo groźnych ludzi i każdego z
nich skopała? A przed wszystkim, dlaczego jego uścisk jest tak mocny?
Tak jakby próbował ją zabić, lecz nie nadszedł jeszcze na to czas...
Uścisk na gardle Lucy, niemiłosiernie ją bolał. Dotyk Natsu sprawił, że czuła jakby płomienie próbowały nią wchłonąć, wsiąknąć niczym gąbka, by następnie zniknąć i tańczyć na jej ciele ponownie. Widziała liczne poparzenia, każde symbolizowało jedną rzecz, którą zrobiła źle. Wrzasnęła. Ból ustał, lecz orzechowe oczy blondynki pozostały rozszerzone przez uczucie strachu.
- K...kim jesteś?! - Przerażona zadała to same pytanie, teraz chciała poznać na nie wyczerpującą odpowiedź. Jednakże Dragneel nie miał zamiaru się znowu przedstawiać, jeśli nie słuchała jego wcześniejszych wypowiedzi, sama sobie jest winna. Przynajmniej on wyznawał taką logikę, iż jeśli ktoś nie słuchał, powtarzać się nie ma zamiaru. Natsu był dziwną osobą, ale pokrętne zasady jakich się trzymał, sprawiały, że dziwaczał bardziej, aniżeli kilka lat temu.
- Tak jak myślałem - mruknął, kręcąc zażenowany głową - Pozostał ci tylko rok życia - dodał, zapisując przy tym coś w czarnym skórzanym notatniku.
Blondynka usiadła zszokowana tą wiadomością, każdy byłby zszokowany takim oświadczeniem od obcego człowieka, zwłaszcza jeśli nie miałby żadnych kwalifikacji medycznych.
- Skąd taka pewność?! - wrzasnęła próbując uderzyć Natsu, lecz ten sprawnie uniknął jej ciosu pięścią.
- Bo to jest pewne. Po za tym musisz sobie zakodować do głowy, że zawsze się znajdzie ktoś silniejszy od ciebie - odpowiedział z sadystycznym uśmiechem. Sceneria lasu, w której orzechowooka się znalazła, wcale, a wcale nie sprawiała, iż przestała odczuwać nieokreślony lęk. To uczucie jej towarzyszyło już przy pierwszym spotkaniu z różowowłosym mężczyzną. Próbowała ustalić co jest źródłem tego lęku, niestety nadal nie miała absolutnego pojęcia.
- Dlaczego tu jesteś? - zadała kolejne pytanie. Po prostu obecnie zadawanie pytań było czymś w rodzaju wybadania gruntu, który w każdej chwili może się zawalić. Uczucia stania na krawędzi przepaści, gdzie jeden niewłaściwy ruch można przypłacić życiem.
Natsu za to miał kompletnie inne odczucia niż blondynka. Czuł spokój, przecież miał kontrolę nad całą sytuacją. Panikowanie oraz pytania Heartfilli były dla niego normalnością. Jednakże miał dziwne uczucie deja vu, pamiętał, że była kobieta, która zachowywała się podobnie do dwudziestodwuletniej kobiety.
Przypomniał mu się początek znajomości, jak i wieść o śmierci jaką zesłał Lisannie Strauss. Jednakże tamta białowłosa, mała dziewczynka przyjęła tą wieść z o wiele większym spokojem niż Lucy. Pewnie gdyby jeszcze żyła, znalazłyby wspólny język oraz zaprzyjaźniły. Czarnooki wzdrygnął się na tą krótką myśl, przecież to nie byłaby już jedna wiedźma tylko sekta czarownic. Wszystkie odczucie po obu stronach oraz wątpliwości w jednej chwili stłumiło ćwierkanie ptaków i szum dochodzący z liści drzew.
Lucy postanowiła się odwrócić, jednakże wiele dziwacznych myśli wraz z wątpliwościami przeszło jej przez głowę. Miała przeczucie, że jeśli się odwróci nie będzie już odwrotu, wplącze się w coś, w czym niekoniecznie wolałaby uczestniczyć. Jednak to zrobiła. Nie było już odwrotu, ponieważ i tak zrobiłaby to samo jeszcze raz.
- Domyśl się, przecież jesteś inteligenta - mruknął marszcząc brwi i mrużąc lekko oczy - Jednak mogę ci powiedzieć jedno, iż niedługo będziesz musiała wybrać pomiędzy złudzeniem, a rzeczywistością - dodał spuszczając głowę, natomiast jego czarne tęczówki spowił smutek.
- Pomiędzy złudzeniem, a rzeczywistością? - szepnęła, rozszerzając swe brązowe oczy. Chciała zapytać co Natsu ma na myśli, lecz po tym oświadczeniu jego sylwetka całkowicie się rozmazała.
- Znowu zniknął w najbardziej przełomowym momencie - pomyślała Lucy i kompletnie zapomniała o urzędnikach rezydujących w workach, powieszonych na gałęzi.
- K...kim jesteś?! - Przerażona zadała to same pytanie, teraz chciała poznać na nie wyczerpującą odpowiedź. Jednakże Dragneel nie miał zamiaru się znowu przedstawiać, jeśli nie słuchała jego wcześniejszych wypowiedzi, sama sobie jest winna. Przynajmniej on wyznawał taką logikę, iż jeśli ktoś nie słuchał, powtarzać się nie ma zamiaru. Natsu był dziwną osobą, ale pokrętne zasady jakich się trzymał, sprawiały, że dziwaczał bardziej, aniżeli kilka lat temu.
- Tak jak myślałem - mruknął, kręcąc zażenowany głową - Pozostał ci tylko rok życia - dodał, zapisując przy tym coś w czarnym skórzanym notatniku.
Blondynka usiadła zszokowana tą wiadomością, każdy byłby zszokowany takim oświadczeniem od obcego człowieka, zwłaszcza jeśli nie miałby żadnych kwalifikacji medycznych.
- Skąd taka pewność?! - wrzasnęła próbując uderzyć Natsu, lecz ten sprawnie uniknął jej ciosu pięścią.
- Bo to jest pewne. Po za tym musisz sobie zakodować do głowy, że zawsze się znajdzie ktoś silniejszy od ciebie - odpowiedział z sadystycznym uśmiechem. Sceneria lasu, w której orzechowooka się znalazła, wcale, a wcale nie sprawiała, iż przestała odczuwać nieokreślony lęk. To uczucie jej towarzyszyło już przy pierwszym spotkaniu z różowowłosym mężczyzną. Próbowała ustalić co jest źródłem tego lęku, niestety nadal nie miała absolutnego pojęcia.
- Dlaczego tu jesteś? - zadała kolejne pytanie. Po prostu obecnie zadawanie pytań było czymś w rodzaju wybadania gruntu, który w każdej chwili może się zawalić. Uczucia stania na krawędzi przepaści, gdzie jeden niewłaściwy ruch można przypłacić życiem.
Natsu za to miał kompletnie inne odczucia niż blondynka. Czuł spokój, przecież miał kontrolę nad całą sytuacją. Panikowanie oraz pytania Heartfilli były dla niego normalnością. Jednakże miał dziwne uczucie deja vu, pamiętał, że była kobieta, która zachowywała się podobnie do dwudziestodwuletniej kobiety.
Przypomniał mu się początek znajomości, jak i wieść o śmierci jaką zesłał Lisannie Strauss. Jednakże tamta białowłosa, mała dziewczynka przyjęła tą wieść z o wiele większym spokojem niż Lucy. Pewnie gdyby jeszcze żyła, znalazłyby wspólny język oraz zaprzyjaźniły. Czarnooki wzdrygnął się na tą krótką myśl, przecież to nie byłaby już jedna wiedźma tylko sekta czarownic. Wszystkie odczucie po obu stronach oraz wątpliwości w jednej chwili stłumiło ćwierkanie ptaków i szum dochodzący z liści drzew.
Lucy postanowiła się odwrócić, jednakże wiele dziwacznych myśli wraz z wątpliwościami przeszło jej przez głowę. Miała przeczucie, że jeśli się odwróci nie będzie już odwrotu, wplącze się w coś, w czym niekoniecznie wolałaby uczestniczyć. Jednak to zrobiła. Nie było już odwrotu, ponieważ i tak zrobiłaby to samo jeszcze raz.
- Domyśl się, przecież jesteś inteligenta - mruknął marszcząc brwi i mrużąc lekko oczy - Jednak mogę ci powiedzieć jedno, iż niedługo będziesz musiała wybrać pomiędzy złudzeniem, a rzeczywistością - dodał spuszczając głowę, natomiast jego czarne tęczówki spowił smutek.
- Pomiędzy złudzeniem, a rzeczywistością? - szepnęła, rozszerzając swe brązowe oczy. Chciała zapytać co Natsu ma na myśli, lecz po tym oświadczeniu jego sylwetka całkowicie się rozmazała.
- Znowu zniknął w najbardziej przełomowym momencie - pomyślała Lucy i kompletnie zapomniała o urzędnikach rezydujących w workach, powieszonych na gałęzi.
Gray i Erza przebywali aktualnie w szpitalu, oczekując, aż ktoś coś powie o stanie Juvii. Szkarłatnowłosa kompletnie nie miała pojęcia co ma zrobić, żeby pocieszyć siedzącego obok niej przyjaciela. Miała wrażenie, że słowa "wszystko będzie dobrze" w takiej sytuacji na niewiele się zdadzą. Być może dlatego odeszła od czarnowłosego, którego ciemnoniebieskie oczy stały się dziwnie puste. Białe ściany, proste prostokątne lampy, czarne drzwi i ludzie z wózkami oraz na noszach, zdecydowanie jej nie potrafiły uspokoić. A przecież Erza Scarlet słynęła ze swego niezłomnego opanowania i braku strachu. Minęła kilka pielęgniarek, no i lekarzy, aktualnie potrzebowała świeżego powietrza. Albo kogoś kto da jej wsparcie.
Obserwując uważnie otoczenie jakby coś złowrogiego miało wyskoczyć z pobliskich krzaków, wyciągała powoli telefon. Miała wrażenie, iż czai się tu jakieś niebezpieczeństwo, praktycznie ciągle czuła niepokój. Kliknęła na listę kontaktów, natomiast jedyną osobą, o której właśnie myślała był Jellal Fernandes. Odruchowo kliknęła zieloną słuchawkę i czekała, aż odbierze.
Gray natomiast nawet nie zauważył, że jego szkarłatnowłosa przyjaciółka gdzieś zniknęła. Przeczuwając, że samym siedzeniem i oczekiwaniem nic nie zdziała, zaczął po prostu myśleć nad całą sytuacją. Zastanawiał się dlaczego Lockser była w Phantom Lord, a to co wywnioskował wcale mu się nie podobało. Miał teraz wielką ochotę dać nauczkę Jose'owi Porli i przemeblować jego twarzyczkę. Powodem nie było tylko to, że domyślił się, iż Juvia została porwana. Wręcz wiedział jaką propozycję ten człowiek jej złożył. I na samą myśl, aż drżał z wściekłości.
Gdyby Erza mu się bliżej przyjrzała, zauważyłaby w jego oczach ten niebezpieczny przebłysk albo i może nawet zapobiegła nadchodzącej burzy. Jednakże szkarłatnowłosa wyszła, żeby zadzwonić do Jellala, przejmując się na tyle stanem Juvii, że o stanie Fullbastera całkowicie zapomniała. Bądź, co bądź ona też jest zwykłym człowiekiem.
Gdyby Erza mu się bliżej przyjrzała, zauważyłaby w jego oczach ten niebezpieczny przebłysk albo i może nawet zapobiegła nadchodzącej burzy. Jednakże szkarłatnowłosa wyszła, żeby zadzwonić do Jellala, przejmując się na tyle stanem Juvii, że o stanie Fullbastera całkowicie zapomniała. Bądź, co bądź ona też jest zwykłym człowiekiem.
Przez prostą, pustą szarą ulicę, przechodziła właśnie specyficzna młoda para. Mijające ją staruszki oraz inni mieszkańcy, wręcz spoglądała w jej stronę. Być może było to spowodowane różnicą wzrostów między nimi, ale Levy McGarden zaczęły irytować te wszystkie wścibskie spojrzenia.
Miała ochotę przemeblować twarze owym gapiom, tak jak nauczyła ją tego o rok starsza Lucy. Błękitne rozwichrzone włosy kobiety, ledwie trzymała w ryzach żółta opaska z równym kwiatkiem. Falująca, zasłaniająca całe czoło grzywka, wchodziła w brązowe oczy niziutkiej panienki. Zerkały one od czasu, do czasu na towarzyszącego partnera, niskiej kobiety. Poprawiła swoją pomarańczową, prostą, gładką sukienkę za kolana, żeby wbić swój wzrok w czarne sandałki.
- Gajeel, to na pewno tutaj? - zapytała towarzysza, patrząc przy tym w jego intensywnie, diabelskie, czerwone tęczówki.
Rozwichrzone, kolczaste, czarne włosy mężczyzny, namacalnie drażniły nozdrza błękitnowłosej zapachem szamponu waniliowego. Dobrze zbudowane, ogromne ciała Gajeela Redfoxa od zawsze ją pociągał, jak i również napawało przerażeniem. Ubiór dwudziestotrzyletniego mężczyzny, czyli czarna kamizelka oraz ciemne jeansowe spodnie, sprawiały, iż wyglądał jak rasowy gangster, choć dalekie to od prawdy nie było.
- Żonka! A czy ty masz jakieś wątpliwości w swoje umiejętności nawigacji? - odpowiedział sarkastycznie. Trzeba zaznaczyć, że on i Levy dopiero niedawno zostali małżeństwem, ale ich głębsze relacje nadal stały na tym samym poziomie. Po prostu małżeństwom banki bardziej ufają. Przynajmniej tak twierdził pan Redfox albo teraz raczej pan McGarden.
Ojciec Gajeela, szanowany dżentelmen Metalicana, tak się ucieszył z synowej, że musiał to z kimś opić. A to, iż wypadło na księdza to już całkiem inna historia. Także nowożeńcy żyli długo i szczęśliwe jak to bywa w bajkach, ale nie mając grosza przy duszy okradali banki założone przez Metalicanę. Był to akt zemsty za jakże pamiętną ceremonię ślubu, gdzie pijany ksiądz wszystko pomylił i Levy zamiast przejąć nazwisko Redfoxa, niestety musiała zaakceptować, iż Gajeel przejął jej nazwisko.
- Niby nie, ale wiesz mężusiu... To na pewno na ten bank chcemy zapolować? Wygląda na jeden z biedniejszych - mruknęła, praktycznie szeptem.
- Oczywiście, że tak droga małżonko. Musimy przecież dać nauczkę Metalicanie, natomiast napaść na ban nazwany Metalicana SP Zoo, jest najlepszym rozwiązaniem. Ten narcyz będzie płakał jeśli coś się stanie bankowi, które nosi jego imię, więc nie ma co się zastanawiać - stwierdził wzruszając ramionami.
McGarden przełknęła ślinę. Na pewno normalnym małżeństwem to oni nie byli, ale dzięki temu prowadzą o wiele ciekawsze życie niż można by przypuszczać. Spojrzała na mały, kremowy budynek, na których był szyld ze złotymi literami, zawierający nazwę omawianego banku. Podekscytowana weszła do budynku, by zrobić rozpoznanie. Trzeba było wybadać teren. W końcu planowali skok już za dwa tygodnie.
- Wróciłeś już, Natsu? - zadała pytanie mała, krótkowłosa albinoska o dużych błękitnych oczach, bladej cerze i smutnym uśmiechu widniejącym na jej twarzy. Włosy miała spięte w dwa krótkie kucyki, lecz dodawało jej to uroku. Ubrana była w piękne czerwone kimono z nadrukiem kwiatów wiśni, natomiast na stopach miała założone czarne botki. Spojrzała podejrzliwie na Dragneela, nie ufała mu, ponieważ zawsze miał problem z przestrzeganiem zasad Stowarzyszenia Iluzji.
Miała ochotę przemeblować twarze owym gapiom, tak jak nauczyła ją tego o rok starsza Lucy. Błękitne rozwichrzone włosy kobiety, ledwie trzymała w ryzach żółta opaska z równym kwiatkiem. Falująca, zasłaniająca całe czoło grzywka, wchodziła w brązowe oczy niziutkiej panienki. Zerkały one od czasu, do czasu na towarzyszącego partnera, niskiej kobiety. Poprawiła swoją pomarańczową, prostą, gładką sukienkę za kolana, żeby wbić swój wzrok w czarne sandałki.
- Gajeel, to na pewno tutaj? - zapytała towarzysza, patrząc przy tym w jego intensywnie, diabelskie, czerwone tęczówki.
Rozwichrzone, kolczaste, czarne włosy mężczyzny, namacalnie drażniły nozdrza błękitnowłosej zapachem szamponu waniliowego. Dobrze zbudowane, ogromne ciała Gajeela Redfoxa od zawsze ją pociągał, jak i również napawało przerażeniem. Ubiór dwudziestotrzyletniego mężczyzny, czyli czarna kamizelka oraz ciemne jeansowe spodnie, sprawiały, iż wyglądał jak rasowy gangster, choć dalekie to od prawdy nie było.
- Żonka! A czy ty masz jakieś wątpliwości w swoje umiejętności nawigacji? - odpowiedział sarkastycznie. Trzeba zaznaczyć, że on i Levy dopiero niedawno zostali małżeństwem, ale ich głębsze relacje nadal stały na tym samym poziomie. Po prostu małżeństwom banki bardziej ufają. Przynajmniej tak twierdził pan Redfox albo teraz raczej pan McGarden.
Ojciec Gajeela, szanowany dżentelmen Metalicana, tak się ucieszył z synowej, że musiał to z kimś opić. A to, iż wypadło na księdza to już całkiem inna historia. Także nowożeńcy żyli długo i szczęśliwe jak to bywa w bajkach, ale nie mając grosza przy duszy okradali banki założone przez Metalicanę. Był to akt zemsty za jakże pamiętną ceremonię ślubu, gdzie pijany ksiądz wszystko pomylił i Levy zamiast przejąć nazwisko Redfoxa, niestety musiała zaakceptować, iż Gajeel przejął jej nazwisko.
- Niby nie, ale wiesz mężusiu... To na pewno na ten bank chcemy zapolować? Wygląda na jeden z biedniejszych - mruknęła, praktycznie szeptem.
- Oczywiście, że tak droga małżonko. Musimy przecież dać nauczkę Metalicanie, natomiast napaść na ban nazwany Metalicana SP Zoo, jest najlepszym rozwiązaniem. Ten narcyz będzie płakał jeśli coś się stanie bankowi, które nosi jego imię, więc nie ma co się zastanawiać - stwierdził wzruszając ramionami.
McGarden przełknęła ślinę. Na pewno normalnym małżeństwem to oni nie byli, ale dzięki temu prowadzą o wiele ciekawsze życie niż można by przypuszczać. Spojrzała na mały, kremowy budynek, na których był szyld ze złotymi literami, zawierający nazwę omawianego banku. Podekscytowana weszła do budynku, by zrobić rozpoznanie. Trzeba było wybadać teren. W końcu planowali skok już za dwa tygodnie.
- Tak wróciłem, chciałaś coś ode mnie Lisanno? - spytał równie podejrzliwie jak ona.
- Nic ważnego nie chciałam, po prostu jestem ciekawa co wybierze twoja podopieczna Lucy - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Ach, więc o to chodzi! Jak myślisz? - uniósł jedną brew do góry.
- Co ja myślę? Chyba dobrze wiesz skoro ty przedtem czuwałeś nad moją śmiercią. Skoro ja wybrałam rzeczywistość, ona na pewno wybierze złudzenie. Niedługo nastąpi zderzenie i będzie musiała podjąć decyzję - mruknęła, natomiast Natsu na chwilę zamilkł. Po dłuższej chwili postanowił się przełamać i zadać dwunastoletniej dziewczynce pewne pytanie.
- Czy miałaś głębsze uczucia wobec jednego z swoich podopiecznych? - Lisanna na chwilę spuściła wzrok, miała doskonale świadomość o jaki incydent chodziło Dragneelowi.
- Tak. Pamiętasz przecież doskonale incydent z Shingo. Natsu, nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, lecz dla nas miłość to tylko odległe marzenie. Jesteśmy dla ludzi czymś w rodzaju nadchodzącej rozpaczy, duszami, które nie umiały wybrać pomiędzy niebem, a piekłem, które pragnęły nadal egzystować na ziemi. Jesteśmy martwi, ale żyjemy, mamy uczucia, wiemy co się dzieje na naszej rodzimej planecie. Z drugiej strony nasze dusze nigdy nie zaznają spoczynku. Utkwiliśmy na zawsze pomiędzy rzeczywistością, a złudzeniem. Jesteś w stowarzyszeniu o wiele dłużej niż ja, powinieneś znać lepiej panujące tu zasady. To tylko przyjacielska rada, lecz bądź ostrożny, dobrze? W końcu nie mamy pojęcia kiedy nasza egzystencja przestanie istnieć. Nie zadawaj, więc mi już więcej tego typu pytań - oznajmiła dwunastoletnia dziewczynka.
- Lisanna, dzisiaj są twoje urodziny, prawda? - zapytał mężczyzna - Wszystkiego najlepszego - dodał i poszedł w swoją stronę.
- Kto by pomyślał, że dzisiaj kończyłabym dwadzieścia lat. I kto by pomyślał, że również dziś jest rocznica mej śmierci - westchnęła powracając do pracy.
Od tego dnia wszystko się zaczęło, dzień "X" nadchodził nadzwyczaj szybko. Dzień, który spowoduję podjęcie ważnych decyzji, których konsekwencje odbiją się w przyszłości.
- Kto by pomyślał, że dzisiaj kończyłabym dwadzieścia lat. I kto by pomyślał, że również dziś jest rocznica mej śmierci - westchnęła powracając do pracy.
Od tego dnia wszystko się zaczęło, dzień "X" nadchodził nadzwyczaj szybko. Dzień, który spowoduję podjęcie ważnych decyzji, których konsekwencje odbiją się w przyszłości.
Od Autorki:
No dobra przyznawać się! Czy ktoś przejrzał moje zamiary i domyślił się, że Gajeel oraz Levy będą tu małżeństwem? I to okradającym banki? Tylko szczerze proszę, szczerze.XD
Pisałam ten rozdział już dawno, lecz czuję, iż wypadłam z formy, więc proszę o wszelkie możliwe uwagi. :)
Ci co śledzą Wytwory Lavany, pewnie wiedzieli, że niedługo dodam rozdzialik. :P W każdym razie zapraszam do oczekiwania na rozdzialik nr. 4 pt. "Zderzenie." Przyszły rozdział jest bardzo ważny, ponieważ będzie opisywał bardziej szczegółowo relacje pomiędzy bohaterami z Lucy. Także ten teges teraz chyba przyszedł czas na K.N lub Halo, Halo. Zdecydować się nie mogę.xD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
No kurczę znów mi komentarz zjadło :/ Gdzie jest Jerza ? Ja się pytam gdzie ? Co z tego że Ercia do niego zadzwonić miała. No dobra chyba za bardzo się na nich nakręcam. Co do Levi. Cóż wiedziałam że będzie z Gajeelem ale nie spodziewałam się obrabiania banków. To wprawdzie pasuje do naszego metala, ale nie do niej. Wątek z Lisanną cudowny ^^ Niby ma 12, a zarazem 20 lat. ^^ // Cóż ja ci nie powiem na co teraz masz pisać. Pisz na to, na co masz wenę. ^^
OdpowiedzUsuńPróbowałaś metody z notatnikiem?xD Tak, zdecydowanie wszyscy zbytnio się czymś nakręcają.
UsuńCóż Gajeel zdecydowanie przykładem dla niej nie jest, więc nie rozumiem, aż tak dużego zdziwienia. Ech, co do wątku z Lisanną to nie tylko jej sprawa wieku się tyczy. Specjalnie to wszystko jest takie zagmatwane, troszkę. Mi chodziło o publikację.xD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Hej :) Wreszcie udało mi sie przeczytać, więc od razu też skomentuję.
OdpowiedzUsuńW niektórych moment troszkę słabo tłumaczysz niektóre rzeczy i muszę czytać dwa razy, by móc pojąc co i jak, a w niektórych całkowicie nie potrafię czegoś pojąc (chyba, że tak jest specjalnie). Ogólnie rozdział ciekawy, szczególnie końcówka. Bardzo mnie interesuje co będzie dalej. I tak powiem szczerze. Dużo bardziej wolałabym by była to tylko opowieść o Natsu, Lucy i ewentualnie postaciach z nimi związanymi niż tak jak jest teraz, bo w tym momencie wątek z Juvią czy małżeństwem McGarden uznaję za troszkę zbędny...
To taka moja szczera opinia i moje zdanie :)
Weny, czasu, sprawnego komputera i do zobaczenia ;)
Tak właściwie, ponieważ pierwsze trzy rozdziały to tylko krótkie wprowadzenie do wątku właściwego. ;) I tak to jest specjalnie.
UsuńPowiem tak - na razie wszystkie postacie, które wystąpiły będą powiązane z Lucy i Natsu. A wątek z szpitalem był potrzebny, żeby wprowadzić pewną ważną dla całej fabuły scenę, głównie po to by na koniec wszystko stało się jasne. Tak samo jest z wątkiem banku. Wszystko dokładnie przemyślałam, lecz napomknę wcześniej, iż pierwotnie to nie było opowiadanie o NaLu tylko o Gruvii, prowadzone z perspektywy Graya. Dopiero później wszystko to zmodyfikowałam. Także wszystkie wydarzenia są ze sobą połączone tylko tego na razie nie widać, tak jak w K.N bodajże. Cóż dzień "X" powinien trochę rzucić światła na całą sprawę. :) A! I dziękuję za szczerą opinię. To sobie najbardziej cenię.
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Dzięki za wyjaśnienia. Zawsze zmieniają trochę postać rzeczy ;)
UsuńRozdział super :D
OdpowiedzUsuńCo Levi i Gajeel obrabiają banki...tego się nie spodziewałam XD
Ta końcówka taka fajna *-* Lisanna jako mała dziewczynka, która by kończyła właśnie teraz dwadzieścia lat. Nie wiem czemu, ale nie dziwie się, że jak Natsu czuwał nad jej śmiercią to ona umarła. Chyba, że ona umarła jak już nie był jej opiekunem, ale raczej umarła jak był XD
Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
PS Przepraszam, że tak późno komentuje ;)
No widzisz. ^^ Zaskoczyłam przynajmniej kogoś.xD
UsuńJa się nie dziwię, że ty się ni dziwisz. Natsu zawsze Natsu będzie.l -0-0-
Dziękuję i nie martw się spóźnionym komentarzem. Ważne, że pozostawiłaś po sobie jakiś ślad. ;)
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)