środa, 18 kwietnia 2018

Rozdział 5 - Lucy, Romeo, Shingo, Lisanna - Wybrańcy Śmierci.


W Poprzednim Rozdziale:

  - Co jest prawdą, a co iluzją? - przeszło jej przez myśl. Zwariowała. Jednak jest wariatką. Nie potrafiła odróżnić złudzenia od rzeczywistości. Wszystko zaczęło się zlewać w jedno tło. Nawet nie była pewna czy Gajeel, Levy i Gray są prawdziwi. Może to Natsu jest prawdziwą osobą, a oni tylko iluzją? Pękała jej głowa od tych wszystkich myśl. Nie potrafiła niczego już odróżnić. Przynajmniej nie w tej chwili.



   Lucy Heartfillia zdenerwowana przygryzła wargę. Musiała wybrnąć jakoś z tej niezręcznej sytuacji, bo jeśli będzie się upierała na istnieniu Natsu wezmą ją faktycznie za wariatkę. Postanowiła obrócić całą sytuację w żart chociaż nie było jej wcale do śmiechu.
  - Oczywiście, że nie ma. Natsu to był ten wnerwiający gościu z urzędu, który sobie już poszedł. W każdym razie zróbmy tak jak się umawialiśmy. Jeśli jednej osobie się nie podoba musimy rozwiązać grupę. Przedtem jednak musimy zrealizować plan na dzień X, prawda? To będzie nasza ostatnia akcja i potem możemy wrócić do kompletnie normalnego życia - powiedziała z jak największym uśmiechem, choć wewnątrz wrzała od nerwów. Pomimo uwagi przyjaciół nadal widziała różowowłosego z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Jakim cudem ona mogła go widzieć, ale oni nie? Istniał czy był iluzją? A może to jej przyjaciele nie istnieli? W jakiej sytuacji się znajduje? Jednak jej największym strachem było, iż obie strony istniały, a ona sama była pozbawiona jakiejkolwiek egzystencji. Cały ten strach ukryty sprytnie pod tym uśmiechem i wypowiedzianymi słowami prędko się rozrastał, pomimo pokerowej twarzy panny Heartfilli.
  - Czyli to nasza ostatnia akcja? - zapytał z lekkim uśmieszkiem Gajeel - Szkoda przyzwyczaiłem się do takiego niebezpiecznego życia - dodał, przy tym wzruszając ramionami. Levy tylko pokręciła głową, wzięła go za rękę i rzuciła typowym pożegnaniem, gdyż państwo Redfox mieli wiele innych, ważniejszych spraw na głowie niż siedzenie u znajomych na herbatce. Gray natomiast rzucił piwnookiej podejrzliwe spojrzenie, ale zrezygnował z wypytywaniem ją o szczegóły. Spieszyło mu się do Juvii, ponieważ nie powinna zostać sama na długo. Jej stan nie był jeszcze na tyle dobry, by mogła normalnie funkcjonować.
  Gdy wszyscy, którzy zaprzeczyli istnieniu Dragneela wyszli, Lucy odetchnęła z ulgą. Wszystkie miksujące się uczucia z wcześniej zniknęły poza złością. Co ona do diabła robiła kiedy jej życie wisiało na włosku przez tego różowego gałgana!? Wzięła kilka głębokich oddechów, by się uspokoić.
  - Kim ty do cholery jesteś!? - wrzasnęła w kierunku Natsu, ale ten nagle wyparował jak przy ich pierwszym spotkaniu. Dziewczyna przez wcześniejsze skumulowane emocje walnęła ręką o stół, a z jej oczu popłynęły łzy. Miała wszystkiego dosyć. O nie! Nie bez powodu nazywają ją wiedźmą! Po prostu kiedy zobaczy gościa nieważne czy będzie iluzją, czy nie, musi odpowiedzieć na to pytanie z niesamowitą dokładnością. Inaczej da mu nieźle popalić.


Natsu Dragneel wyraźnie zadowolony z obrotu wydarzeń, wrócił do Stowarzyszenia Iluzji. Przynajmniej jego podopieczna wie, że tylko ona może go zobaczyć. Jej wahania nastrojów były uciążliwie i nie do końca wiedział czy przejdzie na lepszą ścieżkę. Niespecjalnie go jednak to martwiło, ponieważ szybko nudził się nowymi pupilami. "Wiedźma" powinna jeszcze załatwić mu wartościową rozrywkę przez dłuższy okres czasu. To tyle. Nie był w żaden sposób do niej przywiązany emocjonalnie. Sprawiłoby to tylko dla niego niepotrzebny ciężar, bo i tak zależnie od wyboru osoba pod jego skrzydłami może przeżyć lub umrzeć. Słyną z tego, iż większoś osób pod opieką Natsu Dragneela umierała, ale to już inna historia. Stał sobie spokojnie pod drzewem zadowolony z swojej pracy. Prawie spokojnie, ponieważ w jego stronę zmierzała rozzłoszczona Lisanna.
   - Można wiedzieć co wyrabiasz, Natsu? Łamiesz regulamin! - warknęła w jego stronę.
  - I co z tego? Ty też złamałaś ten sam regulamin przy twoim pierwszym podopiecznym, nie pamiętasz? - odparł jej spokojnym tonem. Albinoska tylko westchnęła całkowicie rezygnując z wcześniejszego pomysłu ostrzeżenia przyjaciela normalnymi środkami.
  - Może dlatego, bo mój przewodnik był całkowicie do dupy, a do tego ignorował zasady od samego początku - przegadała go zadowolona - Zamiast bawić się w kotka i myszkę powinieneś jej wszystko wytłumaczyć od początku. Zdajesz sobie z tego sprawę? - dodała już bardziej zmartwiona.
  - Hej! Nie zwalaj winy na mnie kiedy jest już po wszystkim! To był twój własny wybór, którego nie powinnaś żałować - mruknął zażenowany. Lisanna Strauss była jedyną podopieczną przy jakiej totalnie zawalił, ale do dziś nie wiedział dlaczego jest w Stowarzyszeniu Iluzji skoro należało do Wybrańców Śmierci. Nigdy nie miał okazji zapytać ją o jej cele, ponieważ teoretycznie przestała być ona pod jego opieką. Można wiele powiedzieć złego o Dragneelu, ale troszczył się szczerze o swoich wszystkich podopiecznych, którzy jakoś tutaj skończyli. Do ziemskich starał się nie być przywiązany zbyt bardzo, podświadomie mając świadomość, iż mogą chcieć kompletnie zniknąć i odrodzić na nowo lub kontynować swoje ziemskie życie. Tym byli Wybrańcy Śmierci, a raczej Stowarzyszenie Iluzji tylko nimi się przez jakiś czas opiekowało. Opieka ta polegała na obserwowaniu danej osoby podczas okresu, gdy jej życie trafiało do strefy zagrożenia.  Reszta wędrowała po prostu do piekła albo nieba.
  - Naprawdę uważasz, że miałam jakikolwiek wybór? Nawet porządnie mi nie wyjaśniłeś wszystkiego przed najważniejszym momentem mojego życia! Ani o tym, że byłam Wybranką Śmierci, ani o roli Opiekunów z Stowarzyszenia Iluzji! - wyrzuciła mu rozżalonym tonem. Przewrócił oczami lekko rozbawiony wyrzutami błękitnookiej, ale nie zamierzał jej wiecznie tego wytykać.
  -  Dlaczego wybrałaś bycie Opiekunem i złamałaś zasady przy swoim pierwszym podopiecznym? - Była to jedyna rzecz, która go ciekawiła  jeśli chodziło o Lisannę i ostatnia jaką chciał wiedzieć. Wyostrzył swoje zmysły, by wysłuchać historii, zrobić sobie przerwę od "Wiedźmy", a potem wrócić do blondynki, by od nowa ją dręczyć. No co? Reakcje Lucy Heartfilli kiedy znikał niezmiernie bawiły mężczyznę.  
  - Jeżeli chcesz znać odpowiedź na to pytanie, najpierw musisz przypomnieć sobie nasze pierwsze spotkanie - powiedziała znudzonym tonem. Jednak zanim pamięć Dragneela cokolwiek zaczęła sobie przypominać to albinoska szybciej pogrążyła się w własnych wspomnieniach.


*Osiem Lat Wcześniej*


  Wszystko zaczęło się kiedy miała dwanaście lat, a raczej kończyło jej życie jako istoty ludzkiej. Nie wiedziała jeszcze nic o Stowarzyszeniu Iluzji, Wybrańcach Śmierci czy ostatecznym wyborze. Była po prostu naiwnym dzieckiem, niepojmującym skomplikowanych słów dorosłych. Od dzieciństwa chorowała i  każdego dnia czuła się coraz gorzej, a jedynie z tych dni pamiętała płacz jej starszej siostry oraz brata. Poza tym utkwiony w pamięci był ten dołujący pokój oraz pierwsze spotkanie z Natsu.
  Nigdy nie lubiła pomieszczenia, gdzie tylko bezsilnie leżała każdego miesiąca, tygodnia i dnia, aż do jej śmierci. Nawet teraz wspomina to z nieprzyjemnym dreszczem. Dni mijały spokojnie, aż do czasu gdy ujrzała Natsu Dragnneela - jej Opiekuna z Stowarzyszenia Iluzji. Ciężko było zrozumieć czym jest ta organizacja bez wyjaśnienia dwóch czynników, a mianowicie kim są Wybrańcy Śmierci i Opiekunowie, bo to oni tworzą całą logiczną całość. W tamtym momencie dowiedziała się tylko drugiej części historii, prawdopodobnie dlatego, iż zielonooki się nad nią zlitował. Do teraźniejszej chwilii pamiętała tamtą rozmowę.
  - Witaj, więc to ty jesteś tą samolubną dziewczynką o której tyle słyszałem! - powiedział pojawiając się zupełnie znikąd.
  -  Nie jestem samolubna! A tak poza tym kim jesteś?  Nie możesz być moim bratem, bo on ma więcej mięśni! - oznajmiła dumnie, a następnie zakaszlała ku rozbawieniu mężczyzny.
  - Naprawdę nie jesteś? Każdy na swój sposób jest trochę egoistyczny, wiesz? Jestem Natsu Dragneel twój Opiekun z Stowarzyszenia Iluzji - mruknął w odpowiedzi.
  - Nie jestem ani trochę egoistyczna! T-ty m-maszkaronie. Chcę inną niańkę i milszą! - wrzasnęła, wymachując piąstkami. Co on sobie myślał okrzykują ją egoistką?! Nie była wcale samolubna tylko znudzona ciągłym leżeniem pod tą zakichaną kołdrą, ciemnym pokoju i czasami z kimś do rozmowy.
  - Dlaczego tak uparcie, więc temu zaprzeczasz? I wypraszam sobie nie jestem twoją niańką! Jestem twoim Opiekunem zesłanym z Stowarzyszenia Iluzji, prościej mówiąc duszą zesłaną, by ostrzec cię przed ewentualną śmiercią - zmarkotniał tłumacząc jego rolę na tyle ile potrafił dwunastolatce, która była zamknięta  w tym pokoiku przez większość swego życia.
  - Nie zaprzeczam! Kłamca, wcale nie możesz być duszą inaczej bym ciebie nie widziała.  A śmierć to od dawna wszyscy mi zwiastują i to nie jest żadna nowość! - wybuchła jeszcze bardziej niż przedtem.
  - Zaprzeczasz... Ej, nie jestem kłamcą! Poza tym tylko ty możesz mnie widzieć, bo jesteś... W sumie to nieistotne nie mam siły z tobą walczyć. Twoja śmierć nastąpi za trzy miesiące i do tego czasu będziesz mnie często widywała - mruknął poirytowany przegraną w argumencie z dwunastolatką i wyparował. Dziewczynka tylko wpatrywała się w punkt, w  którym dziwna niańka zniknęła. Kątem oka zauważyła przerażone miny brata oraz siostrzyczki, więc w mig pojęła o co chodzi. Osoba, którą uważała za nową nianię wcale nie istniała dla oczów innych.
  Opiekunowie - dusze, które wybrały nie rezygnować z swojej ziemskiej tożsamości po śmierci i nie iść drogą odrodzenia jako nowa osoba na ziemi. Oczywiście kiedy  był człowiekiem, Opiekun musi posiadać specjalny rodzaj duszy, więc nie wszyscy ludzie mogą pełnić taką rolę. Wybierając byt w Stowarzyszeniu Iluzji skazują się na ten sam wygląd jak podczas ich śmierci. Dla przykładu mogą mieć pięćdziesiąt lat, a z wyglądu są uroczymi dwunastolatkami. Lisanna była ciekawa istnienia Natsu przez cały ten czas, dlatego głównie pytała się o różne definicje Opiekunów, a Dragneel zręcznie pomijał wspominanie o Stowarzyszeniu Iluzji  lub Wybrańcach Śmierci. Nie wiedział do czego dążyła dwunastolatka. Chciała być Opiekunem, takim wsapniałym jak on. A musiała umrzeć, by to marzenie spełnić.
  Minął pierwszy i drugi miesiąc przy rozmowach z omyłkową niańką, ale Lisannie czas od zawsze był obojętny w porównaniu do Dragneela. Stał się dla niej czymś w rodzaju ojca, którego jej od zawsze brakowało. I najgorszym wzorcem do naśladowania jakiego sobie mogła wybrać. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie czuła się samotna, nie wkurzała na lekarzy lub słuchała czasami rad starszego rodzeństwa. Wszyscy myśleli, że wymyślony przyjaciel poprawiał jej stan, więc milczeli. Jednakże to tylko pogorszało całą sytuację, ponieważ osoba różowowłosego została ostatecznym wzorcem w umyśle albinoski. Teraz tylko wzdychała na wspominanie przeszłości, bo nie mogła jej zmienić. Wszystko upływało spokojnie, aż do trzeciego miesiąca.
  - Zbliża się czas twojej ostatecznej decyzji Lisanna. Co wybierzesz Iluzję czy Rzeczywistość? Od tego zależy jeśli będziesz żyła lub pójdziesz na tamten świat, więc przemyśl to na spokojnie - stwierdził spokojnie. Przez ten czas już śmiało wiedział, że z dziewczynką lepiej wszystko mówić wprost, bo inaczej przegra z nią w kolejnej bezsensownej kłótni.
  - A co oznaczają te wybory, które dla mnie są śmiercią, a jakie  życiem? - zapytała spokojnie o ich znaczenie.
  - Dla ciebie drogą do przeżycia jest Iluzja, a do śmierci Rzeczywistość - odpowiedział najostrożniej, tak jak potrafił. Czyli wcale. Natsu Dragneel przypadkowo załamał zasady własnej organizacji.  Myślał, że do czasu decyzji dwunastoletnia dziewczynka po prostu zapomni znaczenie tych słów i nie oberwie mu się później kiedy wróci do siedziby Stowarzyszenia Iluzji.
  - Dobrze wiedzieć, Natsu. To wiele ułatwia - powiedziała, posyłając w jego stronę sztuczny uśmiech. Nie zamierzała zdradzić mu jej planów. Mógłby na nią nakrzyczeć, a tego chciała uniknąć.
Natsu Dragneel lubił bardzo dzieci, ale przez to nie przepadał kiedy miał je wyznaczone do opieki. Łamanie serca dorosłym lepiej mu wychodziło. Czy żałował tego momentu kiedy dał się wykiwać Strauss? Tylko troszkę, bo nie lubił wychodzić na głupszego od nastoletniego dziecka. Jednak może los to zaplanował i gdyby nawet nie złamał zasad dziewczynka mogłaby nieświadomie podjąć decyzję o śmierci. Od tamtej pory po prostu nie mówił swoim podopiecznym znaczenia ich decyzji. W każdym razie wszystko dla Lisanny Strauss rozpoczęło się właśnie od tych słów:
  - Wybieram Rzeczywistość i jest to moja ostateczna decyzja - powiedziała zmęczonym tonem, jakby miała już dosyć bycia przykutą do łóżka. Czy żałowała podjętej wtedy decyzji? Ani trochę. Po prostu zamknęła oczy i odpłynęła na tamtent świat nareszcie spełniając swe największe marzenie  -  przewyższyć Natsu jako Opiekun, choć nie do końca jeszcze wiedziała jak będzie to działało.
  Natsu Dragneel uświadomił sobie przebiegłość dziewczynki odrobinę za późno i kiedy wszystko zrozumiał dostał karę od władzy wyższej Stowarzyszenia. Po jej odbyciu, ku jego zdumieniu zobaczył znajomą twarz w okolicy. Jego stara podopieczna tu zawitała. No to ma przechlapane.



*Pięć lat wcześniej*


  Lisanna przechadzała się po Stowarzyszeniu Ilu i ciężko wzdychała. Gdyby wiedziała, że trening na Opiekuna jest bardzo trudny wybrałaby sobie inne marzenie albo po prostu odrodziła, a nie tkwiła w ciele dwunastolatki. Pojęła też jakim beznadziejnym przewodnikiem był Natsu, którego miała pierwotnie za wzór. Odkąd wybrała taką ścieżkę czekały ją tylko same rozczarowania. Przejrzała jeszcze raz notes tłumaczący liczne funkcje pełnione w Stowarzyszeniu Iluzji, Podopiecznych i Wybrańców Śmierci:

  Opiekunowie - Pełnią rolę przewodników dla nowych pokoleń Wybrańców Śmierci i są najczęściej poprzednimi Wybrańcami Śmierci. Mają obowiązek wytłumaczyć ich pełnioną rolę szczegółowo, jak również kim są tak naprawdę ich podopieczni. Nie mogą się przywiązywać do Wybrańców Śmierci ani zdradzać rezultatów ostatecznego wyboru dla danej osoby. W razie złamania regulaminu są pod ścisłym nadzorem organów wyższych Stowarzyszenia Iluzji.

  Wybrańcy Śmierci - Ludzie z specjalną cząstką duszy, która ostrzega ich przed niebezpiecznymi sytuacjami i śmiercią. Jako jedyni są w stanie widzieć Opiekunów, lecz jeśli zagrożenie dla ich życia mija po podjęciu ostatecznej decyzji, zapominają oni o Opiekunach. W alternatywnym biegu wydarzeń czeka ich śmierć lub nieznany los. Wybrańcy Śmierci mają specjalną możliwość odrodzenia się jako kompletnie nowa osoba na ziemi lub pozostaniu Opiekunem w Stowarzyszeniu Iluzji. Przed podjęciem decyzji mają prawo wiedzieć wszystko o swoim pochodzeniu i Opiekunach.

  Ostateczna Decyzja - Głównie składa się  z dwóch czynników Iluzji lub Rzeczywistości. Dla każdego Wybrańca Śmierci ta decyzja ma efekt losu na loterii. Przykładowo jedna osoba dzięki wybraniu Rzeczywistości umiera, a druga może żyć dalej. Tak samo jest z wybraniem Iluzji. Wszystko zależy od duszy i aktualnej ścieżki życia Wybrańca Śmierci. Rezultat decyzji znają tylko Opiekun i Organy Wyższe.

  Opiekunowie w treningu - Wybrańcy Śmierci, którzy podjęli decyzję nie rozstawiania  się z swoją obecną ziemską tożsamością. Trafiają oni do Stowarzyszenia Iluzjii i przechodzą trening na Opiekuna. Jeśli organy wyższe uznają, że po odbytym treningu są gotowi na przyjęcie podopiecznego, przydzielają mu Wybrańca Śmierci.

  Organy Wyższe
- Dusze starożytnych ludzi, którzy pełnią władzę w Stowarzyszeniu Iluzji i ustalili zasady panujące w całej organizacji. To oni karają Opiekunów łamiących regulamin i są nietykalni. Ich zadaniem jest przydzielanie podopiecznych Opiekunom, jak również pozyskiwanie zmarłych dusz na potencjalne stanowisko Opiekuna. Nie do końca wiadomo jakie inne role jeszcze pełnią.

  Stowarzyszenie Iluzji - Jak nazwa wskazuje osoby, które szerzą opiekę dla specjalnego rodzaju dusz. Organy wyższe posiadają tam całkowitą władzę, lecz przewodnictwem w sprawie podopiecznych zajmują się Opiekunowie. Nazwa ta się wzięła stąd, ponieważ poza Wybrańcami Śmierci inni ludzie nie mogą widzieć dusz pełniących role Opiekunów, a Wybrańcy Śmierci często uważają, że są pod wpływem halucynacji.

  Odhaczając każde wyjaśnienie z dokładną precyzją zaczęła się niecierpliwić. Chciała zaimponować tym u władzy, że pomimo bycia nowicjuszką podchodzi do pracy Opiekuna lepiej niż Natsu. Mogliby jej już przydzielić pierwszego podopiecznego.
  Minęło parę dni kiedy życzenie albinoski zostało zrealizowane. Przydzielili ją do pierwszej samodzielnej pracy i z ogromnej radości zapomniała o przejrzeniu ważnych papierów dotyczących  "ludzkiej historii " jej podopiecznego. Cyniczne komentarze Dragneela, jednak nie ugasiły jej zadowolenia oraz zapału w wykonywaniu swojej powinności. Wyszła po prostu do głównej bramy organizacji, biorąc przy tym kilka oddechów na uspokojenie. Następnie przejechała wzrokiem wszystkie papiery. Wstrząśnięta lekko podobnym warunkami życia jakie prowadziła, gdy jeszcze była człowiekiem przysięgła sobie dobrze poprowadzić zlecone przez władzę Stowarzyszenia Iluzji zadanie. I tak po raz pierwszy zawitała na ziemi jako Opiekunka Stowarzyszenia Iluzji,  a nie jako dwunastoletnia Lisanna Strauss.

***


  Podróż ta nie była zbyt przyjemna, szczególnie dla kogoś kto zza jego życia miał chorobę lokomocyjną. Zważając na okoliczności przestała zwracać uwagę na drobne szczegóły. Wylądowała  dokładnie tam,  gdzie tego sobie życzyła co dało jej pewnego rodzaju komfort.  Nagle ujrzała go.  Jej podopiecznego, dzięki któremu mogła awansować wyżej jeśli dobrze wykona własną pracę. Musiał być jednak jakiś błąd w papierach, ponieważ Shingo Luxey wyglądał na piętnastolatka. Czyli tyle lat ile mogłaby mieć jeżeliby wybrała tego pamiętnego dnia życie. Jego wypłowiałe blond włosy, zmęczone zielone oczy, wyblakła cera oraz wyszczuplone zbyt mocno ciało, przykryte kołdrą ją dziwnie przyciągały. Może przez to, iż przypominał Lisannie jak sama leżała z niemożliwością poruszania się nawet o centymetr. Gdyby choroba nie wyniszczyła jego ciała z pewnością byłby przystojniejszy, ale i w tym stanie zdążył ją już zahipnotyzować swoim urokiem. Pewnie dlatego nie spostrzegła kiedy chłopak skoncentrował na niej swoje spojrzenie.
  - Kim jesteś? - wychrypiał zmęczony. Błękitnooka drgnęła lekko przypominając sobie procedury własnej organizacji.
  - Twoją Opiekunką. Można powiedzieć, że jestem czymś w rodzaju anioła, który zwiastuje wiszącą śmierć, ponieważ tylko ty mnie możesz widzieć. Możesz teraz nie wierzyć, ale z czasem sam to zrozumiesz. Został ci tylko ostatni rok życia, o ile podejmiesz dobrą lub złą decyzję jego dotyczącą - odpowiedziała zwięźle. Nie potrzebowała podawać na razie swojego imienia, Wybrańcy Śmierci i tak z początku mieli problemy uwierzyć w ich istnienie. Ona sama to przeżyła, gdy ujrzała Natsu. O dziwo chłopak posłał w jej stronę słaby uśmiech.
  - Spodziewałem się, że przyjdziesz. W końcu zdawałem sobie sprawę z bycia Wybrańcem Śmierci. Może ujmę to inaczej. Jak masz na imię? - powiedział każde słowo powoli, by mogła go zrozumieć. Dziewczyna zaskoczona rozszerzyła swe błękitne oczy, nie rozumiała co się dzieje. Powinna skontaktować się z stowarzyszeniem. Taka reakcja u podopiecznych odbiegała od normy.
  - Jestem Lisanna. Miło mi ciebie poznać, nawet zważając na okoliczności - mruknęła w  odpowiedzi i zwięźle przestrzegając procedur wyjaśniła wszystko co mogła bez żadnych komplikacji.  Zniknęła w kłębie dymu, a Shingo przymknął w tym momencie  własne powieki odchodząc do krainy snu.
  Lisanna nie wiedziała sama co powinna zrobić w sytuacji kiedy podopieczni nie zadawali pytań wcale. Przeczuwała, że dzieje się coś dziwnego, ale była zbyt niedoświadczona, żeby mieć całkowitą pewność. Czas upływał, a ona coraz bardziej zaczęła się emocjonalnie przywiązywać do tego osłabionego chłopaka. Przygryzła wargę. Nie mogła brać pod uwagę własnych uczuć podczas  wykonywanej powinności jaką posiadała będąc Opiekunem. Miała problem z oddzieleniem obowiązków od prywatnych odczuć. Poklepała siebie w policzki, pragnęła pozostać trzeźwo myślącą nastolatką. Nadszedł czas jej regularnych odwiedzin u podopiecznego. Musiała dać z siebie wszystko!
  - Znowu przyszłaś. Zaczynam się do ciebie przyzwyczajać, ale pewnie prędzej czy później znikniesz jak wszystko w moim życiu - stwierdził, kaszląc. Przypomniała sobie, że im więcej czasu mija tym bardziej jego stan się pogarszał.
 - Uwierz mi, że przechodziłam dokładnie to samo kiedy mój opiekun mnie odwiedzał. Wiem jak to boli - odpowiedziała mu.
 - Naprawdę? Jestem ciekaw jakie miałaś nazwisko kiedy jeszcze żyłaś, ogólnie interesuje mnie twoja przeszłość. Możesz mi trochę o tym opowiedzieć?  - zapytał z błyskiem w oku. Drgnęła na to pytanie i zaczęła intensywnie myśleć. Spoufalanie się za bardzo z podopiecznym i opowiadanie o swoim poprzednim życiu było na liście zakazanych rzeczy dla Opiekunów. Stawiało ją to w trudnej pozycji, jednak dopiero zaczynała. Możliwe, iż przeoczą jedną, drobną nic nie znaczącą zasadę, prawda?
  - Zza życia? Nazywałam się Lisanna Strauss i byłam bardzo chorowitą dziewczynką, praktycznie nie wychodziłam na zewnątrz tylko cały czas przesiadywałam w swoim pokoju. Miałam starsze oraz troszczące się o mnie rodzeństwo, a moje życie wiało nudą dopóki nie pojawił się w nim mój opiekun. W skrócie przez ostatnie trzy miesiące mojego życia widać było poprawę w moim zdrowiu, natomiast przy moim ostatecznym wyborze nabrałam mojego opiekuna i celowo wybrałam wybór oznaczający moją śmierć. Zbyt bardzo podziwiałam jego pracę, ale z drugiej strony ciężko obserwować mi moją rodzinę, która nadal żałuje mej straty. To tak w skrócie. - Nie wiedziała co w nią wstąpiło po prostu cały żal dotyczący tej decyzji musiał wreszcie wypłynąć. To nie jest nawet tak, że żałowała podjętej decyzji, gdyby cofnięto czas na pewno wybrałaby taką samą opcję jeszcze raz. Zaczęła tylko współczuć żyjącym przyjaciołom na ziemi. Był  to dla niej  jedyny powód  w krótkie zwątpienie poprzednio wybranej przez nią ścieżki. Dlatego musiała o tym komuś powiedzieć.
    - Cóż... Twój życiorys niewiele się różni od mojego. Pod wieloma względami jesteśmy podobni. Jesteś pewna, że nie jesteśmy bratnimi duszami? - wychrypiał słabo.
  - Nie powinieneś mówić, że jesteśmy całkowicie podobni. Nawet jeżeli okoliczności są podobne nasze osobowości, jak i życiorys znacznie się różnią. Może małymi szczegółami, lecz nie ma osoby, która miałaby dokładnie takie same życie jak druga. I tak jestem pewna, iż nie jesteśmy bratnimi duszami - wymruczała ostatnie słowa z dozą niepewności.
  Pierwsze wykroczenie i pierwszy krok do jej winy. Gdyby tylko się nie spoufalała to nigdy by się nie wydarzyło.

***

  Kolejne dni i następne wizyty upływały spokojnie, aż do tego popołudnia. Wiedziała, iż złamała  już kilka małych reguł oraz czuła się podle. Czas ostatecznej decyzji jej podopiecznego się zbliżał, a ona zaczęła być podenerwowana. Co jeśli coś pójdzie nie tak? Nie chciała o tym myśleć.
  - Hej, Lisanna... Ty znikniesz, prawda? - zapytał Shingo tego dnia. Błękitnooka zamilkła na dłużej po tym pytaniu.
  - T-tak - wyjąkała po dłuższej chwilii. Zaczął boleć ją brzuch z nerwów, choć praktycznie nie powinien, ponieważ była martwa od dłuższego czasu. Dopiero po chwili zorientowała się, że z tego wszystkiego przeszła materializację do ludzkiej formy. Kolejne wykroczenie doszło do jej listy w zakazanym tabu u Opiekunów.
  - Wiedziałem, że to powiesz, a mimo to odczuwam smutek - westchnął, spoglądając w jej kierunku - Poza tym widzę ciebie dzisiaj wyraźniej, dlaczego? - dodał lekko zdziwiony tym zjawiskiem.
  - Przez przypadek przeszłam materializację do mojej ludzkiej formy, znaczy się tej, którą bym miała jeślibym dalej żyła - zaczęła tłumaczyć z nerwowym uśmiechem.
  - Dziwne... W tej formie wyglądasz na moją rówieśniczkę - rzekł zahipnotyzowany jej objawioną urodą.
  - Bo nią jestem. W formie duchowej jestem dwunastolatką, ale kiedy przybieram fizyczny wygląd jestem w tym wieku jaki powinnam mieć zza życia. Nie opanowałam jeszcze tego do końca, ale bardziej doświadczeni Opiekunowie mogą wybierać swój wiek podczas materializacji. Ja jeszcze tego nie potrafię, więc w formie ludzkiej inni widzą mnie według mojego prawdziwego wieku - stwierdziła, kładąc swoją rękę na coraz bardziej bolącym brzuchu. O ile mogła odczuwać fizyczny ból.
  - Mogę ciebie dotknąć? - zapytał, a ona skinęła głową i powoli do niego podeszła. Nie spodziewała się tego, ale blondyn był silniejszy niż przypuszczała i przyciągnął ją do siebie składając łapczywie pocałunek na jej ustach. Zaskoczona obrotem wydarzeń, natychmiastowo wróciła do swojej duchowej formy.
  - Nie powinniśmy... Ja jestem Opiekunką musisz to zrozumieć, Shingo! - krzyknęła zrozpaczona niezręczną sytuacją. Nagle w jego zielonych oczach pojawił się niebezpieczny błysk desperacji. Odsunęła się o krok, wystraszona.
  - Dlaczego?! Przecież i tak już złamałaś zasady! Nie rozumiem? To ty niczego nie rozumiesz, jesteś jedyną osobą, która tyle o mnie wie i ma zniknąć z mojego życia jak głupie marzenie? Nie przeżyję tego! Kocham ciebie, rozumiesz? Chociaż żyłem złudzeniem, że mnie nie zdradzisz i jakoś pozostaniesz w moim życiu, ale z twojej odpowiedzi wnioskuję, iż nie masz na tyle odwagi, żeby zostawić tamtą głupią organizację!  Chciałem byś została ze mną na zawsze. Wiesz dlaczego? Głównie przez to, że  nie możesz zniknąć z mojego życia! - wybuchł, a z każdym kolejny słowem zaczął brzmieć bardziej szaleńczo. Lisanna zrobiła kilka kroków w tył. Shingo okazał się być szalony, choć czy na pewno tak dobrze go znała jak osobiście myślał? Spędzili ze sobą tylko rok, gdzie ona sama jakoś specjalnie nie uważała, żeby znała go na tyle dobrze, by odwzajemnić jego uczucia. Przede wszystkim oprócz poczucia obowiązku oraz sympatii nie posiadała wobec niego żadnych osobistych uczuć poza przyjaźnią.
  - Ja... - Zamilkła, bo co mogła mu na to odpowiedzieć, że też go kocha i zostanie z nim na zawsze? To było niemożliwe. Przełknęła  zdenerwowana ślinę.
 - Wiesz co, Lisanna? Ty po prostu nie masz wystarczającej odwagi, żeby odpowiedzieć na moje wyznanie. Po prostu wskaż mi wybór, w którym dalej będę żyć - zażądał od niej stanowczo. Roztrzaskane kawałki jej duszy popchnęły ją do kolejnego błędu.
  - Wybranie "Rzeczywistości" - odpowiedziała zła, po części na siebie i na niego. Na siebie za to, iż wprost nie powiedziała mu co myśli o jego wcześniejszych słowach. Natomiast na niego za to, że zamiast wysłuchać jej do końca doszedł do pochopnych wniosków.
  - Świetnie! W takim razie nie pokazuj mi się, aż do czasu ostatecznej decyzji i zniknij, że wreszcie do diabła! - krzyknął na tyle głośno ile mógł, a ona spełniła to życzenie.
  Złamanie drugiej i trzeciej zasady, przelało szalę goryczy. Ostatnie spotkanie tylko  zrobiło ją jeszcze bardziej odpowiedzialną za podjętą pochopnie decyzję. Tak jak przypuszczała Shingo wybrał życie, a podanie mu jej prawdziwej tożsamości doprowadziło do nieuniknionej tragedii. Szukając zemsty  na Lisannie odszukał jej rodzinę po czym ją zamordował, a później sam siebie powiesił.  Pozostało kilka niewyjaśnionych czynników dotyczących wymienionych wydarzeń. Jakim cudem Shingo pamiętał  Lisannę?  Jego reakcja podczas ich pierwszego spotkania również była dziwna, tak jakby wiedział, iż albinoska będzie jego Opiekunką. Cała sytuacja odbiegała od normy i chociaż panna Strauss o tym wiedziała tylko mogła czekać z przerażeniem na osąd Organów Wyższych. Organizacja dowiedziała się o wszystkich jej błędach, a kara była większa niż mogła przypuszczać. Od tamtego dnia przysięgła sobie, że nigdy się nie będzie przywiązywać do własnych podopiecznych, nawet w postaci przyjacielskiej relacji.


*Teraźniejszość*

  Natsu spojrzał na nią wyczekująco. Nie chciało mu się przypominać wszystkich detali, ponieważ czuł się upokorzony tym, że dwunastolatka go wykiwała w przeszłości.
  - Wiesz, że nie mam dobrej pamięci - mruknął naburmuszony. Lisanna  udając niezwykłe  zdziwienie uniosła lekko brew.
  - W takim razie nie muszę ci tego opowiadać. Pamiętaj tylko, że jeżeli przekroczysz wszelkie granice może to się to skończyć tragicznie - powiedziała to z chłodem, ale mimo upływu czasu ciągle się obwiniała o przeszłość.
 - Nie bój żaby. Jestem w tym biznesie o wiele dłużej niż ty i jeśli złamię zasady, to złamię je świadomie - odpowiedział jej po czym wyparował.
  - Brzmisz tak pewny siebie, ale czy twoje słowa są prawdziwe? Przekonamy się za jakiś czas... Już raz zawaliłeś, więc nie zdziwię się jeśli zawalisz po raz drugi.


  Juvia rzuciła porcelanowym słonikiem w ścianę. Lucy, Lucy, Lucy... To tak jakby dla Graya liczyła się tylko ona, a nie Juvia. Gotowała się w środku z zazdrości, który to już raz kiedy powiedział, że martwi się o Heartfillię i zostawia ją samą kiedy go najbardziej potrzebuje? To ona teraz potrzebowała obecności Fullbastera bardziej niż blondynka. Była świeżo po porwaniu oraz tym przękletym wypadku! Do jasnej cholery, dlaczego nikt nie mógł jej zrozumieć. Bezsilna w swojej złości tylko się rozpłakała pod sam koniec.
  - Juvia jest taką egoistką, ale co ona na to poradzi, że z miłości zaczyna nienawidzić, Lucy? Czy to czyni ją złą osobą? - wyszeptała, jednak kiedy usłyszała dźwięk przekręcania zamka kluczami, nagle się uspokoiła.
  - Hej, Juvia, wszystko w porządku? - zapytał się jej zmartwiony Gray. Wiedział, że zostawił ją samą na zbyt długi okres czasu.
  - Tak - odpowiedziała, pomimo gotującego się w niej uczucia zazdrości. Była głupia, że oczekiwała coś od Fullbastera. Oficjalnie  ze sobą nie chodzili, natomiast czarnowłosy nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Czyżby przebywał z nią i przyjaźnił tylko z litości? Miała  ochotę rzucić porcelaną w ścianę jeszcze raz, ale się powstrzymała. Jeżeli wspierał ją przez współczucie nie chciała tego psuć, nawet jeśli to tylko litość przynajmniej mogła być obok niego. Gray zauważając zbitą porcelanę, lekko się zaniepokoił.
  - Juvia, dlaczego na podłodze leży zbita porcelana? - zapytał obdarowując ją podejrzliwym wzrokiem.
  - Juvia chciała sięgnąć po jej ulubioną porcelanową filiżankę, ale przez przypadek zbiła słonika stojącego obok niej - skłamała, a chłopak pomagając poprzez zebranie kawałków porcelany przemilczał całą sytuację, nawet mimo swoich podejrzeń co do zachowania kobiety.  Od czasu incydentu, gdzie została porwana straciła iskierkę radości, którą zazwyczaj można było zauważyć w jej oczach. Gray Fullbaster, choć niechętnie to przyznawał wolał kiedy Juvia Lockser była niepoprawną optymistką. Jednakże nie zamierzał na razie wypowiedzieć tego na głos w obecności osoby krążących ostatnio wokół jego myśli.


  Jellal budząc się koło Erzy tego poranka uświadomił sobie błąd, który popełnił. Zdradził jego narzeczoną Adelajdę pod wpływem alkoholu. Ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa. Szybko się wygrzebał spod kołdry i w pośpiechu założył swoje ciuchy. Zostawił szkarłatnowłosej kartkę przedstawiające krótkie przeprosiny oraz wiadomość, żeby go nie szukała. Wystraszony rzucił się do biegu niczym leopard, uciekając jak najprędzej z jej domu. Po drodze zaczął się modlić aby nikt go nie widział. W obecnej sytuacji jeśli nie chciał zostać zabity przez obie kobiety powinien uciec do Crocus lub na Górę Samotników.
  Kiedy Erza się obudziła zauważyła, że Jellal zniknął z pola widzenia, a gdy zobaczyła wiadomość miała ochotę go udusić.  Jednak smutek przezwyciężył, więc musiała walnąć pięścią poduszkę. Przez swojego przyjaciela z dzieciństwa złamała zasadę, którą sobie kiedyś ustawiła. Po raz pierwszy  przespała się z facetem, który miał już narzeczoną.


Lucy zaczęła przeklinać na swoją sytuację i mężczyznę, którego inni nie widzieli. Uważała, że Dragneel się nią bawi, a tego nie cierpiała. Jednak jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Nie bez powodu ludzie nazywali ją wiedźmą. Nikt nie mógł jej pokonać, obojętnie czy był zjawą lub człowiekiem. Jeżeli stawał się jej osobistym wrogiem kończył na drzewie jak tamten urzędnik.
  - Proszę, proszę ktoś tutaj nie jest w humorze - skomentował ironicznie różowowłosy, który pojawił się za nią dosłownie znikąd.
  - Dlaczego do jasnej cholery nie powiedziałeś mi, że inni nie mogą cię widzieć! - wrzasnęła zdenerwowana.
  - Bo tak było zabawniej - odpowiedział spokojnie kompletnie niewzruszony jej wybuchem złości.
  - Mi wcale nie było do śmiechu - mruknęła mrużąc niebezpiecznie oczy.
  - A mi było -  odpowiedział, a następnie wzruszył ramionami.
  - Za kogo ty do cholery się uważasz! - Nie wytrzymała i spróbowała go uderzyć, ale tylko przez niego przeszła i potknęła się o własny stół.
  - Za ducha kawalarza - mruknął rozbawiony z próby blondynki, natomiast ona zaczęła być upokorzona. Zacisnęła pięści. O nie! Tak to się nie skończy. Duch czy nie w końcu znajdzie sposób by go ustawić do pionu.

                                                                                                                                   

Od Autorki:

Hej, hej Wszystkim w 2018! ^^ Tak jak wcześniej pisałam publikacja rozdziałów będzie prawdopodobnie najczęściej w TwM!, ponieważ cała historia jest krótsza niż na moich innych blogach, a poza tym chcę dokończyć to co zaczęłam dwa-trzy lata temu, żeby się skupić na innych aktualnie prowadzonych przez ze mnie opowiadaniach. Szczerze mówiąc po zakończeniu opowiadań chciałabym stworzyć coś w innym uniwersum niż FT. x'DDD Ten rozdział jest jednym z najdłuższych napisanych przez ze mnie rozdziałów. Ktoś może narzekać, że jest za mało NaLu, lecz to głównie ważny rozdział fabularny. TwM! pisałam dawno, więc ja też mam frajdę przy odświeżaniu sobie tego co napisałam kilka lat temu.  Przez wzgląd na długość poprawianie tego rozdziału zajęło mi wieki. ^^'  W każdym razie mam nadzieję, że lektura była miła! (Chociaż zapewne nie zauważyłam kilku powtórzeń albo błędów.)  Postać Lisanny zawsze odbierałam pozytywnie i nie widziałam w niej żadnego zagrożenia dla NaLu, więc też pozytywnie wyszła.

Pozdrawiam Was Serdecznie Lavana Zoro ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Taka mała rzecz, a cieszy :)